Piątek, 20 września 2024

To chłopak, który babek nie lepił

2015-02-22 15:48:51 (ost. akt: 2015-02-26 10:07:34)

Podziel się:

Autor zdjęcia: arch. prywatne

Mieszko ma 6 lat. Na pierwszy rzut oka, nie da się poznać, że ciężko choruje. Jak chłopcy w jego wieku marzy, by w przyszłości zostać strażakiem lub policjantem. Aby jego marzenia o przyszłości były realne, Fundacja „Przyszłość dla Dzieci” potrzebuje naszego 1% procenta.

Gdy przyszedł na świat wydawało się, że wszystko jest dobrze. Z narodzin chłopca cieszyli się rodzice i 12 lat starsza siostra.
— Jak większość dzieci przeszedł żółtaczkę, później wróciliśmy do domu, było normalnie — opowiada Edyta Krzyżanowska, mama chłopca. — Niestety, radość nie trwała długo. Okazało się, że jego drogi żółciowe są niedrożne, że żółć nie jest usuwana z organizmu.
W trzecim miesiącu życia Mieszko przeszedł zabieg „Kasaii”, mający na celu udrożnienie dróg żółciowych. Jednak już wtedy rodzice wiedzieli, że to nie koniec. Operacja jedynie odsunęła w czasie konieczne przeszczepienie wątroby. Ten odbył się w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie, gdy Mieszko miał niespełna siedem miesięcy.

Dar życia


Dawcą została mama.
— Ani chwili się nie wahałam, przecież dla swojego dziecka zrobiłoby się wszystko — przyznaje pani Edyta. — Na szczęście od tej pory wszystko jest dobrze. Co nie oznacza jednak, że Mieszko jest zdrowy, bo to nie tak.
Od zabiegu transplantacji, czyli od 2009 roku, Mieszko
jest stałym pacjentem Poradni Transplantacji Wątroby w Centrum Zdrowia Dziecka w Warszawie.
— Co trzy, cztery miesiące musimy jeździć do Centrum na kontrole. Mieszko musi też stale przyjmować leki, które chronią go przed powikłaniami czy odrzuceniem przeszczepu — dodaje pani Edyta. — Skutkiem ubocznym tych leków jest to, że obniżają odporność, więc musimy syna chować pod tak zwanym kloszem.

Rośnie mistrz?


Rodzice dmuchają więc i chuchają, żeby Mieszko nie chorował. Ale nie może też bawić się w piasku, musi unikać dzieci, które są podziębione. Stale też musi myć ręce. Niestety, rodzice nigdy nie będą mieli pewności, że teraz już będzie dobrze, że przeszczep nie zostanie odrzucony. To może stać się zawsze.
— Trzeba z tym żyć i tyle. Staramy się, by było jak najbardziej normalnie. Mieszko chodzi do szkoły, bawi się prawie jak inne dzieci. Marzy, by zostać w przyszłości strażakiem, policjantem, ale ostatnio przebąkuje również o byciu bokserem — śmieje się pani Edyta. — Ciekawe, co mu z tego zostanie, bo uwielbia też śpiewać i tańczyć.

Tęskni za szpitalem


Niestety, obecnie Mieszko znów choruje. Poza przeziębieniem, które go właśnie dopadło, niedawno zdiagnozowano u niego nadciśnienie tętnicze i problemy z przepływem krwi z tętnicy wrotnej wątroby.
— Musimy jechać do Centrum Zdrowia Dziecka jak tylko minie przeziębienie. Na szczęście mój synek jest bardzo dzielny i lubi szpitale, naprawdę. Nawet jak długo nie jeździmy to tęskni już za nimi i się dopytuje, kiedy mamy wizytę — opowiada Edyta Krzyżanowska. — Ja tej radości nie podzielam, bo zawsze, gdy jedziemy na kontrolę czy na wizytę do zwykłego lekarza, ja i tak mam dla niego spakowane rzeczy, bo nigdy nie wiadomo, czy nie zostaniemy dłużej, czy coś się nie wydarzy.
Leczenie Mieszka i częste wizyty w Centrum Zdrowia Dziecka sporo kosztują. Na szczęście chłopiec jest podopiecznym Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”, założonej przez wydawcę „Gazety Olsztyńskiej” i „Naszego Olsztyniaka”, która wspiera finansowo leczenie 6-latka.
— To duże wsparcie i bardzo potrzebne, bo nigdy nie wiadomo, kiedy czeka nas kolejny wyjazd i ile potrwa tym razem — mówi mama Mieszka. — Koszty leków też są spore.

Anna Szapiel-Danylczuk

Pomóż, to proste
Każdy z nas może pomóc Mieszkowi Krzyżanowskiemu lub innym podopiecznym Fundacji „Przyszłość dla Dzieci”.
Wystarczy przy składaniu rocznego rozliczenia podatkowego wskazać Fundację, jako instytucję, której chcemy przekazać 1% naszego podatku.
Okażmy serce! Razem możemy więcej! Te dzieci na nas liczą!