W środę, 15 lipca o godz. 20.30 Rzeczniepospolita Babska — wyjątkowy koncert olsztyńskich artystek. Jak wygląda życie pod jednym dachem z artystyczną duszą pytamy córkę Marty Andrzejczyk oraz męża Basi Raduszkiewicz.
Iga,
córka Marty Andrzejczyk
— Ani obciach, ani zaszczyt, tylko radość, że mogę ujrzeć mamę w jej żywiole.
— Kiedy byłam mała odczuwałam brak mamy w domu. Teraz do tego przywykłam, umiem sobie z tym poradzić, bo więcej rozumiem i wiem, ze to jej praca i hobby.
— Jeszcze kilka lat temu jeździłam z mamą na koncerty i wyprawy teatralne, które zazwyczaj przesypiałam pod głośnikami lub perkusją. Teraz rzadziej bywam na takich wydarzeniach. Z prostego powodu. Jeden wielki, długi koncert mam w domu na co dzień.
— Nie, nie byłam zazdrosna o scenę, ponieważ mamę trochę rozumiem. Występuję teraz w Teatrze Harmonia prowadzonym przez Jenny Burniewicz. Wiem, jakie to wspaniałe uczucie, kiedy cała sala klaszcze i wiwatuje po obejrzeniu naszego spektaklu. Nie wyobrażam sobie mamy z młotkiem sędziego w ręku, lub trzymającej grzebień i nożyczki. Te przedmioty i mama to jedna, wielka katastrofa. Mama jest szalona i artystyczna. Nie wyobrażam sobie, by zmieniła swój wizerunek i nagle ktoś próbował jej narzucić jakieś ramy.
Matka na scenie — obciach czy zaszczyt?
— Ani obciach, ani zaszczyt, tylko radość, że mogę ujrzeć mamę w jej żywiole.
Jak udaje się mamie łączyć macierzyństwo ze sceną?
— Kiedy byłam mała odczuwałam brak mamy w domu. Teraz do tego przywykłam, umiem sobie z tym poradzić, bo więcej rozumiem i wiem, ze to jej praca i hobby.
Często jesteś gościem w czasie koncertów mamy? Za kulisami czy na widowni?
— Jeszcze kilka lat temu jeździłam z mamą na koncerty i wyprawy teatralne, które zazwyczaj przesypiałam pod głośnikami lub perkusją. Teraz rzadziej bywam na takich wydarzeniach. Z prostego powodu. Jeden wielki, długi koncert mam w domu na co dzień.
Czy byłaś kiedykolwiek zazdrosna o scenę?
— Nie, nie byłam zazdrosna o scenę, ponieważ mamę trochę rozumiem. Występuję teraz w Teatrze Harmonia prowadzonym przez Jenny Burniewicz. Wiem, jakie to wspaniałe uczucie, kiedy cała sala klaszcze i wiwatuje po obejrzeniu naszego spektaklu. Nie wyobrażam sobie mamy z młotkiem sędziego w ręku, lub trzymającej grzebień i nożyczki. Te przedmioty i mama to jedna, wielka katastrofa. Mama jest szalona i artystyczna. Nie wyobrażam sobie, by zmieniła swój wizerunek i nagle ktoś próbował jej narzucić jakieś ramy.
Marcin Boguszewski,
mąż Basi Raduszkiewicz
— Oczywiście jestem dumny, kiedy Basia występuje i realizuje coś, z czego jest zadowolona. Zaczęła śpiewać zanim się spotkaliśmy i nadal występuje na scenie pod panieńskim nazwiskiem. Dlatego ludzie, którzy nie znają nas prywatnie, mogą nie wiedzieć, że jesteśmy małżeństwem. Ta sytuacja wydaje nam się uczciwa, bo umożliwia pracę na własny rachunek.
— Basia jest osobą znakomicie zorganizowaną, dążącą we wszystkim do perfekcji. Nigdy nie miała problemu, żeby pogodzić swoją pracę z życiem rodzinnym czy obowiązkami domowymi. Wyjazdy na koncerty, nagrania i próby często powodują, że przebywa poza domem. Ponieważ moja praca jest równie angażująca, to staramy się wzajemnie wspierać i uzupełniać. Dom jest miejscem, do którego chcemy wracać. I dla niej i dla mnie istotne jest, żeby mieć z życiu jakąś pasję, robić to, co się kocha. Dlatego nas to łączy, a nie dzieli. Basia ma silną osobowość i często ostatnie zdanie w sprawach domowych należy do niej. Ja mam naturę negocjatora, więc zwykle osiągamy kompromis.
— Staram się być zawsze, jeśli Basia występuje w Olsztynie. Jednak większość jej koncertów odbywa się poza Olsztynem, więc jest to trudne ze względu na moje obowiązki i naszego psa, który nie znosi zostawać sam w domu. Wtedy uczestniczę w nich za pośrednictwem transmisji i nagrań.
— Swoją przyszłą żonę poznałem na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, gdzie ona śpiewała i dostała nagrodę, a ja pojechałem tam jako dziennikarz. Dlatego od początku było dla mnie czymś naturalnym, że ona występuje na scenie, a ja jestem jedną z osób na widowni. Nie byłem nigdy zazdrosny o to, co robi, bo jest to część naszego wspólnego życia. Równie ważna dla niej, jak dla mnie.
Żona na scenie to zaszczyt?
— Oczywiście jestem dumny, kiedy Basia występuje i realizuje coś, z czego jest zadowolona. Zaczęła śpiewać zanim się spotkaliśmy i nadal występuje na scenie pod panieńskim nazwiskiem. Dlatego ludzie, którzy nie znają nas prywatnie, mogą nie wiedzieć, że jesteśmy małżeństwem. Ta sytuacja wydaje nam się uczciwa, bo umożliwia pracę na własny rachunek.
A kto rządzi w domu?
— Basia jest osobą znakomicie zorganizowaną, dążącą we wszystkim do perfekcji. Nigdy nie miała problemu, żeby pogodzić swoją pracę z życiem rodzinnym czy obowiązkami domowymi. Wyjazdy na koncerty, nagrania i próby często powodują, że przebywa poza domem. Ponieważ moja praca jest równie angażująca, to staramy się wzajemnie wspierać i uzupełniać. Dom jest miejscem, do którego chcemy wracać. I dla niej i dla mnie istotne jest, żeby mieć z życiu jakąś pasję, robić to, co się kocha. Dlatego nas to łączy, a nie dzieli. Basia ma silną osobowość i często ostatnie zdanie w sprawach domowych należy do niej. Ja mam naturę negocjatora, więc zwykle osiągamy kompromis.
Często pan bywa na koncertach żony?
— Staram się być zawsze, jeśli Basia występuje w Olsztynie. Jednak większość jej koncertów odbywa się poza Olsztynem, więc jest to trudne ze względu na moje obowiązki i naszego psa, który nie znosi zostawać sam w domu. Wtedy uczestniczę w nich za pośrednictwem transmisji i nagrań.
Czy kiedykolwiek był pan zazdrosny o scenę?
— Swoją przyszłą żonę poznałem na Studenckim Festiwalu Piosenki w Krakowie, gdzie ona śpiewała i dostała nagrodę, a ja pojechałem tam jako dziennikarz. Dlatego od początku było dla mnie czymś naturalnym, że ona występuje na scenie, a ja jestem jedną z osób na widowni. Nie byłem nigdy zazdrosny o to, co robi, bo jest to część naszego wspólnego życia. Równie ważna dla niej, jak dla mnie.
Rzeczniepospolita Babska — Amfiteatr im. Czesława Niemena, 15 lipca, godz. 20.30. Wystąpią: Marta Andrzejczyk, Ania Broda, Ewa Cichocka, Wanda Laddy, Basia Raduszkiewicz i Krystyna Świątecka, a poprowadzi go Marek Marcinkowski. Bilety: 15 zł.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez