1 listopada sprzątamy groby, zapalamy znicze i wspominamy bliskich, którzy odeszli. Pamięć o nich celebrują całe rodziny. Czasem staje się to okazją do wzmacniania rodzinnych więzi. Czasem jest tylko przykrym obowiązkiem, który musimy spełnić.
— O zmarłych trzeba pamiętać z szacunku do przeszłości. Do tego, jakimi osobami byli w młodości, jakie znaczenie odegrali w naszym życiu — tłumaczy pani Barbara Bielewicz. — Młodości nie obchodzi starość. To przychodzi później. Od lat przychodzę na grób mojego dziadka, który zmarł w 1967 roku. To z nim związane było całe moje dzieciństwo. Był postacią, która odegrała w moim życiu ogromną rolę. Dziś jego córka, a moja mama, ma 91 lat. A ja wciąż pamiętam dziadka, który towarzyszył mi od urodzenia. Był bardzo pobożny. Zapamiętałam go z książeczką do nabożeństwa w dłoni.
Helena Mogucka przychodzi na grób rodziców.
— Pochodzę z Nowogródka, ale do Olsztyn trafiliśmy po zakończeniu wojny. Mój ojciec był wielkim patriotą, Polakiem, żołnierzem AK. Niestety za swoje przekonania był więziony na Syberii. Wrócił, ale był tak schorowany, że zmarł, kiedy miałam pięć lat. Mamy też nie znałam, bo odeszła kiedy miałam zaledwie rok. Nie było ich ze mną, ale przez całe życie czułam ich obecność. To kwestia wiary, w której trzeba być uczciwym.
— Młodzi też pamiętają o zmarłych — wtrąca Danuta Chmielewska. — Przychodzi tutaj taki chłopak, na oko ma może z 30 lat. Odwiedza grób babci i czasem można usłyszeć, że nuci jej piosenkę. Może tego właśnie utworu nauczyła go babcia w jego dzieciństwie...
— A gdzie przyszedł 20-letni wnuczek, by pochwalić się zdanym egzaminem z prawa jazdy? Przyszedł tutaj i powiedział o tym dziadkowi: zdałem, zdałem — dodaje pani Małgorzata. — Jeśli się kogoś kochało, to się o tej osobie nigdy nie zapomina...
Kajot
Helena Mogucka przychodzi na grób rodziców.
— Pochodzę z Nowogródka, ale do Olsztyn trafiliśmy po zakończeniu wojny. Mój ojciec był wielkim patriotą, Polakiem, żołnierzem AK. Niestety za swoje przekonania był więziony na Syberii. Wrócił, ale był tak schorowany, że zmarł, kiedy miałam pięć lat. Mamy też nie znałam, bo odeszła kiedy miałam zaledwie rok. Nie było ich ze mną, ale przez całe życie czułam ich obecność. To kwestia wiary, w której trzeba być uczciwym.
— Młodzi też pamiętają o zmarłych — wtrąca Danuta Chmielewska. — Przychodzi tutaj taki chłopak, na oko ma może z 30 lat. Odwiedza grób babci i czasem można usłyszeć, że nuci jej piosenkę. Może tego właśnie utworu nauczyła go babcia w jego dzieciństwie...
— A gdzie przyszedł 20-letni wnuczek, by pochwalić się zdanym egzaminem z prawa jazdy? Przyszedł tutaj i powiedział o tym dziadkowi: zdałem, zdałem — dodaje pani Małgorzata. — Jeśli się kogoś kochało, to się o tej osobie nigdy nie zapomina...
Kajot
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez