Nie łatwo jest pogodzić się ze śmiercią współmałżonka. Osoby, z którą spędziliśmy kilkadziesiąt lat swego życia. Trudny czas żałoby jest tak bolesny, że dalsze życie w pojedynkę zdaje się niemożliwe.
Franciszka, 72 lata
— Byliśmy razem przez czterdzieści lat. Zdawaliśmy sobie sprawę, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale nie przypuszczałam, że tak szybko... Był październikowy poranek. Mój mąż jak zwykle rano wstał, ubrał się i poszedł na balkon. Lubił z rana obserwować ludzi. Czesław był w dobrym nastroju. Pamiętam jego pocałunek w policzek. Robił to co dziennie, ale ten całus utkwił mi najbardziej. Czuję go do dziś, bo był... ostatni. Tego dnia mój mąż umarł. To był moment. Czesiu wstał z fotela, zrobił kilka kroków i przewrócił się. Ten strach, ten ogromny strach i krzyk. Mój krzyk. Mąż był nieprzytomny. Nie ruszał się. Nic do mnie nie docierało. Pamiętam tylko szpital. Czekałyśmy z córkami na wieści. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Co z moim mężem?”, lecz nikt na nie odpowiadał. Mijały minuty, ale dla mnie to były godziny. W końcu przyszedł lekarz. Coś mówił, ale ja nie chciałam słuchać. Sądziłam, że kłamie, że mówi o innej osobie. Nie... Mój mąż odszedł, a ja nie zdążyłam się z nim pożegnać. Nie powiedziałam mu, że go kocham. Nie pamiętam kolejnych dni. Pogrzebem zajęły się córki. Rozpacz rozrywała moją duszę, moje ciało. Łzy ciągle płynęły mi po policzkach. Już nigdy nie będziemy razem, nigdy nie siądziemy przy stole i nie wypijemy wspólnej herbaty. Nigdy już nie położy mi ręki na ramieniu i powie: „Frania, będzie tylko lepiej, mamy przecież siebie”. Teraz nie miałam już tego wsparcia, nie było jego. Zostałam sama. Bałam się samotności, życia bez niego. Chciałam umrzeć, by być z nim. Nic nie mogłam przełknąć, nie chciałam kontaktować się z innymi. Siedziałam na fotelu, w którym zawsze przesiadywał Czesiu z jego fotografią w ręku. Czekałam. Czekałam aż Pan zabierze mnie do siebie i do mojego męża. Dni mijały. Z czasem żal przerodził się w gniew. Nie mogłam pojąć jak mój mąż mógł mi to zrobić. Zostawił mnie samą. Raniłam siebie i bliskich, którzy próbowali mi pomóc. Mój świat zawalił się. Nie mogłam poradzić sobie z żałobą. Trwało to ponad rok. W końcu ocknęłam się. Zdałam sobie sprawę, że mam dla kogo żyć. Wiem, że Czesiu jest ze mną. Kiedyś znów będziemy razem. On na mnie czeka.
— Byliśmy razem przez czterdzieści lat. Zdawaliśmy sobie sprawę, że ten dzień w końcu nadejdzie, ale nie przypuszczałam, że tak szybko... Był październikowy poranek. Mój mąż jak zwykle rano wstał, ubrał się i poszedł na balkon. Lubił z rana obserwować ludzi. Czesław był w dobrym nastroju. Pamiętam jego pocałunek w policzek. Robił to co dziennie, ale ten całus utkwił mi najbardziej. Czuję go do dziś, bo był... ostatni. Tego dnia mój mąż umarł. To był moment. Czesiu wstał z fotela, zrobił kilka kroków i przewrócił się. Ten strach, ten ogromny strach i krzyk. Mój krzyk. Mąż był nieprzytomny. Nie ruszał się. Nic do mnie nie docierało. Pamiętam tylko szpital. Czekałyśmy z córkami na wieści. W głowie miałam tylko jedno pytanie: „Co z moim mężem?”, lecz nikt na nie odpowiadał. Mijały minuty, ale dla mnie to były godziny. W końcu przyszedł lekarz. Coś mówił, ale ja nie chciałam słuchać. Sądziłam, że kłamie, że mówi o innej osobie. Nie... Mój mąż odszedł, a ja nie zdążyłam się z nim pożegnać. Nie powiedziałam mu, że go kocham. Nie pamiętam kolejnych dni. Pogrzebem zajęły się córki. Rozpacz rozrywała moją duszę, moje ciało. Łzy ciągle płynęły mi po policzkach. Już nigdy nie będziemy razem, nigdy nie siądziemy przy stole i nie wypijemy wspólnej herbaty. Nigdy już nie położy mi ręki na ramieniu i powie: „Frania, będzie tylko lepiej, mamy przecież siebie”. Teraz nie miałam już tego wsparcia, nie było jego. Zostałam sama. Bałam się samotności, życia bez niego. Chciałam umrzeć, by być z nim. Nic nie mogłam przełknąć, nie chciałam kontaktować się z innymi. Siedziałam na fotelu, w którym zawsze przesiadywał Czesiu z jego fotografią w ręku. Czekałam. Czekałam aż Pan zabierze mnie do siebie i do mojego męża. Dni mijały. Z czasem żal przerodził się w gniew. Nie mogłam pojąć jak mój mąż mógł mi to zrobić. Zostawił mnie samą. Raniłam siebie i bliskich, którzy próbowali mi pomóc. Mój świat zawalił się. Nie mogłam poradzić sobie z żałobą. Trwało to ponad rok. W końcu ocknęłam się. Zdałam sobie sprawę, że mam dla kogo żyć. Wiem, że Czesiu jest ze mną. Kiedyś znów będziemy razem. On na mnie czeka.
Agnieszka, 55 lat
— Czy można umrzeć ze smutku? Sądzę, że tak. Serce tak boli, że nie chce się żyć. Tak było z moim tatą. Bardzo przeżył śmierć mamy. To był atak serca. W ciągu jednego roku pochowałam swoich kochanych rodziców. Mama chorowała na nowotwór. Był czas, gdy pokonała chorobę, ale nawrót był gwałtowny. Nie było już żadnych szans na wyzdrowienie. Tato bardzo to przeżył. Mama była miłością jego życia. Nie potrafił bez niej żyć, podjąć żadnej decyzji. Nie chciał się z nami spotykać, wiele czasu spędzał na cmentarzu przy grobie. Odciął się od świata. Stracił chęć do życia. Nic nie pomagały prośby, by otrząsnął się. Nie jadł, nie dbał o siebie. Zaczął chorować. Nikł w oczach. Nie chciał iść do lekarza czy psychologa. Czasem bywało tak, że nie wpuszczał nas do domu. Sama cierpiałam i nie mogłam pogodzić się z sytuacją. Często czuję się winna. Czy mogłam coś więcej zrobić? Nie wiem. Z drugiej strony myślę, że znów są razem...
— Czy można umrzeć ze smutku? Sądzę, że tak. Serce tak boli, że nie chce się żyć. Tak było z moim tatą. Bardzo przeżył śmierć mamy. To był atak serca. W ciągu jednego roku pochowałam swoich kochanych rodziców. Mama chorowała na nowotwór. Był czas, gdy pokonała chorobę, ale nawrót był gwałtowny. Nie było już żadnych szans na wyzdrowienie. Tato bardzo to przeżył. Mama była miłością jego życia. Nie potrafił bez niej żyć, podjąć żadnej decyzji. Nie chciał się z nami spotykać, wiele czasu spędzał na cmentarzu przy grobie. Odciął się od świata. Stracił chęć do życia. Nic nie pomagały prośby, by otrząsnął się. Nie jadł, nie dbał o siebie. Zaczął chorować. Nikł w oczach. Nie chciał iść do lekarza czy psychologa. Czasem bywało tak, że nie wpuszczał nas do domu. Sama cierpiałam i nie mogłam pogodzić się z sytuacją. Często czuję się winna. Czy mogłam coś więcej zrobić? Nie wiem. Z drugiej strony myślę, że znów są razem...
Gdy jedno odchodzi, drugie spieszy się do niego
Wspominajmy tych, których już z nami nie ma. Pamiętajmy, że wdowcy stracili osobę, z którą spędzili wiele lat swojego życia radzi Katarzyna Pokropska, psycholog.
— Jak żyć po stracie bliskiej osoby?
— Śmierć bliskiej osoby to bardzo trudny moment. Gotowej recepty na to jak dalej żyć nie ma, ale każdy musi zmierzyć się z fazami związanymi z żałobą. W dużym skrócie na początku jest zaprzeczanie, pustka, samotność odrętwienie, żal. Potem przychodzi chaos, depresja, strach, że nie poradzimy sobie w nowej sytuacji, aż w końcu nadchodzi faza pogodzenia. Sądzę, że w tym trudnym momencie seniorzy powinni liczyć na wsparcie bliskich. Nie unikajmy rozmów na temat śmierci. Potocznie sądzimy, że należy unikać tego tematu, bo jest bolesny. Nie mówimy o zmarłym, nie wymieniamy jego imienia, by nie przywoływać trudnych i bolesnych wspomnień. A tak naprawdę powinniśmy rozmawiać z pogrążoną w żałobie osobą. Wspierać ją w tym trudnym czasie, pokazać, że jesteśmy blisko niej. Wspominajmy tych, których już z nami nie ma. Pamiętajmy, że wdowcy stracili osobę, z którą spędzili wiele lat swojego życia i potrzebują o tym mówić. Pozwólmy też w trakcie żałoby na emocje. Nie mówmy, by osoba cierpiąca nie płakała i że wszystko będzie dobrze. To nie jest dobra rada. Emocje trzeba z siebie wyrzucić. Nie zostawiajmy tego człowieka samego. Odwiedzajmy go, róbmy mu zakupy, zachęcajmy do aktywności.
— Bardzo często jest tak, że pary, które wiele lat żyją razem, odchodzą też razem. Współmałżonkowie umierają po sobie w krótkim odstępie. Dlaczego tak się dzieje?
— Utrata współmałżonka, z którym przeżyło się całe życie jest też ogromnym czynnikiem ryzyka zaburzeń stanu zdrowia, który może doprowadzić nawet do śmierci. Są przypadki, gdy ktoś umiera w krótkim czasie po swoim współmałżonku. W pierwszym etapie żałoby myślimy, że nie poradzimy już sobie w życiu. Tęsknota jest tak ogromna, że odechciewa się żyć. To rodzaj poddania się. Bez drugiej osoby nic nie ma sensu, dlatego więc ważne jest wsparcie rodziny. Zadbajmy o kontakt z księdzem, psychologiem czy lekarzem w zależności w co kto wierzy. Nie zostawiajmy osoby w żałobie samej sobie. Po prostu trzeba przy niej być, by wiedziała, że ma dla kogo żyć.
— Jak seniorka radzi sobie z utratą partnera życiowego, a jak senior z utratą partnerki?
— Zarówno dla seniorów, jak i dla seniorek utrata życiowego partnera skutkuje licznymi objawami psychosomatycznymi. Różnica w radzeniu sobie z żałobą zależy m.in. od rodzaju związku. Kobiety bardziej niezależne życiowo w przypadku śmierci męża skupią się na nowych obowiązkach i na tym jak sobie poradzić, natomiast te zależne mogą czuć się bardziej zagubione i zdezorientowane. Kobiety częściej mają tendencję do idealizacji zmarłego partnera, co niekoniecznie pomaga w uporaniu się z żałobą. Poza tym kobiety w przeciwieństwie do mężczyzn lepiej sobie radzą sobie z wyrażaniem emocji, co niewątpliwie pomaga z uporaniem się z żałobą. Jeśli tworzyli tzw. tradycyjny związek, gdzie ona zajmowała się domem, mężczyzna po śmierci żony może czuć się dodatkowo zagubiony w codziennych obowiązkach. Senior w żałobie może bardziej potrzebować pomocy w wyrażaniu swoich uczuć. Istotą jest głębokie przeżycie rozpaczy, bólu i smutku, ujawnienie emocji, np. przez płacz, co pozwala się od nich powolutku uwalniać.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez