Poniedziałek, 25 listopada 2024

Babcie są nowoczesne i udzielają się na Facebooku

2016-01-21 10:11:01 (ost. akt: 2016-01-21 10:35:08)

Autor zdjęcia: Bartosz Cudnoch

Podziel się:

Rola dziadka i babci się zmienia, ale nie zmienia się ich wartość. To dzięki nim dzieci mają poczucie bezpieczeństwa, poznają historię rodziny, uczą się pielęgnować relacje z bliskimi. A dziadkowie czują się kochani, ważni. Doceniajmy ich każdego dnia, nie tylko od święta.

— Mój pierwszy mąż przyznał, że żeni się ze mną dlatego, że poznał moją babcię – Żukową z Miłośnickich. Charakteryzowało ją cudowne zdziwienie na cały świat. Była najlepszym człowiekiem, którego poznałam w życiu. Była piękną kobietą, dobrocią i miłością. To na nauczyła mnie, jak być babcią — wspomina Irena Telesz-Burczyk, aktorka Teatru im. Stefana Jaracza, babcia Wiktorii, Aleksandra, Adama i Maksymiliana.
Bo rola dziadków nie powinna ograniczać się jedynie do opieki nad wnukami. Powinni być również autorytetem.
— Też zajmowałam się wnukami, chodziłam na spacery. Jeśli było trzeba gotowałam i zanosiłam jedzenie, by wesprzeć dzieci. Kiedy rodzice chłopców musieli wyjechać, ja przejmowałam nad nimi opiekę. Jestem taką samą babcią jak inne. Może tylko z tą różnicą, że otrzymałam od Boga taki dar, że jestem aktorką i aktywnym człowiekiem — opowiada aktorka. — Jak być współczesną babcią? Być człowiekiem, Europejczykiem, otwartym na drugiego człowieka, wzorem. Uczyć empatii, ale nie wykładem ze smrodkiem dydaktycznym, tylko swoim przykładem.

Współczesne babcie realizują swoje pasje, podróżują i często na zajmowanie się wnukami nie mają czasu.
— Nawet jeśli się nie zajmujesz, ale jeżeli kochasz to oznacza, że jesteś dobrą babcią — przekonuje Irena Telesz. — Mam wnuki również w Warszawie i nie mogę być z nimi codziennie. Ale noszę na przykład bransoletkę wykonaną kilka lat temu przez 13-letnią Wiktorię. Wisior mam od Olka. A Adam? On będzie aktorem. Tak demokratycznie zadecydowała babcia (śmiech). I pewnie aktorem będzie obecnie 7-letni Maksymilian, syn Pawła w Warszawie, który już zapowiedział, że pójdzie do szkoły teatrycznej. Wnuki są absolutnym szczęściem.
A jak oceniają babcię wnuki, czyli Aleksander i Adam?
— To dzięki babci Irenie znaleźliśmy się w świecie teatru. Mieliśmy z bratem możliwość poznania niezliczonej liczby anegdot, historii. Jest taką osobą, do której mogę zadzwonić o każdej porze dnia i kiedy będę potrzebować jej pomocy, to będę mógł na nią liczyć — podkreśla 20-letni Aleksander. — To ona zabrała mnie z bratem do Paryża, byliśmy w Pradze, zjeździliśmy niemal całą Polskę. Chciała, byśmy mieli co wspominać i o czym pamiętać.
— Babcia Irena nie jest na pewno stereotypową babcią. Nie siedzi w domu gotując obiadki, a jest szaloną babcią. Gdyby nie ona, to nie poznałbym tak teatru i nie wiązałbym z nim swojej przyszłości — uważa 15-letni Adam. — Na pewno jest świetną babcią, podobnie jak moja babcia z Wielbarka. Myślę, że dziś dziadkowie są już bardziej nowocześni. Uciekają przed zaszufladkowaniem i stereotypami.

— Pewne rzeczy się nie zmieniają. Dziadkowie patrzą na swoje wnuki z niezwykłą miłością. Zawsze są gotowi do pomocy, opieki. Babcie moich chłopców są nowoczesne. Jedna babcia bez problemu używa komputera, aktywnie udziela się na Facebooku. Druga z kolei ma inne pomysły, których nie pamiętam u swojej babci. To na przykład miłość do podróżowania. W żadnym razie nie kojarzy się z babcią siedzącą w fotelu w domowym zaciszu — dodaje Piotr Burczyk, syn Ireny Telesz-Burczyk, ojciec Aleksandra i Adama. — Nie wartościowałbym co jest lepsze, a co gorsze. Zmienia się świat, więc my też musimy się zmienić, także dziadkowie.
Ale nie tylko w świecie aktorskim babcie i dziadkowie są niezwykli. Rodzina Kardahs wychowała pięcioro dzieci. Dziś w rodzinie przybyło dziewięcioro wnucząt i dwie prawnuczki.

— Dziś dziadkom pozwala się w końcu odpoczywać, po wszystkich trudach życia. Nasze wnuki chodziły do przedszkoli, najmłodsza Zosia zaczęła już od żłobka — mówi Łucja Kardahs. — Dziadkowie nie czekają też na dzieci i wnuki z obiadem. W naszej rodzinie tak wychowaliśmy dzieci, że kiedy stawały się dorosłe, każdy z nich wiedział, że musi być samodzielny. Zakładali rodziny i przejmowali za nie odpowiedzialność.
Dziś w jednym budynku, ale z oddzielnym wejściem, został z rodzicami syn Norbert z żoną Agnieszką i wnukami.
— Dziadkowie są dziś bezcenną wartością, bo pokazują wartości rodzinne. Wnuki mogą do nich wpaść po cukierki, ale też po to, by się pośmiać się, pożartować — mówi Norbert Kardahs, tata 3,5-letniej Zosi i 10-letniego Huberta. — Moje dzieci doceniają, że u dziadków panują określone zasady, których trzeba przestrzegać. Nie można robić tego, co się chce, jak u innych babć.

— Kiedyś dziadkowie mieli większy autorytet, bardziej liczono się z ich zdaniem. Ich opowiadań słuchaliśmy z otwartymi buziami. Mój dziadek był skarbnicą wiedzy. Służył w wojsku przed I wojną światową i dzięki niemu poznaliśmy wiele ciekawych historii — wspomina pani Łucja. — Nie było tylu zabawek, radia, telewizji, więc spędzało się czas po prostu rozmawiając. Dzieci mają dziś laptopy, telefony i to jest ich zajęcie. Kiedy moje wnuki przychodzą do mnie mówię: „u mnie nie ma na to miejsca”. Zamiast komputera mają planszówki, karty.
Łucja i Jan Kardahs pomagają w opiece nad wnukami, ale jak podkreślają, że nie zastępują rodziców. Podobnie jak prezenty, choćby najdroższe, nie zastąpią uczuć.
— Jeżeli dziadkowie chcą kupić wnuki, owszem, mogą to zrobić. Ale do czego to doprowadzi? Ja pamiętam ze swojego dzieciństwa, że potrafiliśmy się cieszyć małymi rzeczami. Najwspanialszym prezentem było ciasto, które upiekła babcia. Jaka szkoda, że dzisiaj tak często o tym zapominamy — dodaje pani Łucja.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB