Marta Suchocka z mężem przez pół roku szukali kandydata na chrzestnego dla córki. Dlaczego tak długo? Czy wybór chrzestnego jest aż tak istotny?
— Chrzestnego czy chrzestną wybieramy z doskoku, bez głębszej analizy. U pani to wyglądało to inaczej.
— To ważne, aby chrzestni byli odpowiedni. My chrzestnego dla najmłodszej córki szukaliśmy przez pół roku. Dziś wiele osób żyje w związkach nieformalnych. Dla nas miało to znaczenie, aby chrzestny żył w związku sakramentalnym. W końcu chodzi o wychowanie dziecka do wiary.
— Na czym ma to wychowanie polegać?
— Uważam, że chrzestny powinien być przede wszystkim wzorem, nie tylko w kwestiach religijnych. Powinien wspierać chrześniaka również w trudnych momentach życia i być obecnym przy tych najważniejszych. Jeżeli nie może zbyt często się z nim spotykać, to powinien pamiętać o nim w modlitwie.
— Pozostałym przygotowaniom do chrztu również poświęcali Państwo tyle czasu i uwagi?
— Przyjęcie chrzcielne robiliśmy w mieszkaniu. Nie wynajmowaliśmy żadnego lokalu. Zaprosiliśmy najbliższą rodzinę na tradycyjny obiad i ciasto. Zresztą podobnie postąpimy z przyjęciem pierwszokomunijnym naszego syna. Pamiętam, jak we wrześniu ubiegłego roku podany został jej termin i przeważająca większość rodziców ruszyła rezerwować lokale... Kiedy ja byłam mała dało się takie uroczystości robić w domu, to dlaczego nie da się i teraz?
— Z prezentami na pewno również nie przesadzaliście?
— Jeżeli chodzi o prezenty to nikt nas nie dopytywał. Sami również nikomu nie sugerowaliśmy, co kto ma kupić. Co kto chciał, to kupił. Każde z naszych dzieci dostało od chrzestnych pamiątkę. Były to między innymi obrazki z Aniołem Stróżem.
Wojciech Kosiewicz
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez