Zwykle mówi się, że dziecko jest lustrem rodziców. Ale czy każdy rodzic ma odwagę się w nim przejrzeć? Patrząc odrobinę uważniej, zobaczymy entuzjazm, który porzuciliśmy, bo podobno tego wymaga od nas dorosłość. Tylko czy to nie był błąd?
Dzieci zachwycają się urodzinowym prezentem, podskakują radośnie, kiedy spotykają babcię czy ciocię. Maluchy mają czas na beztroskie leżenie na trawie czy skoki w kałużach. My żyjemy szybko, one w tempie, które same sobie wyznaczają. Łatwo nawiązują kontakt z innymi, bo są w swoim działaniu autentyczne. Nie przyszywają łatek, nie oceniają.
— Wydawałoby się, że to nie my od dzieci, a sami mamy uczyć dzieci. To my mamy pokazywać złe i dobre strony świata. Od własnych pociech z kolei możemy nauczyć się odkrywania w sobie dziecka — mówi Katarzyna Wirchanowicz, mama dwójki chłopców — 12-letniego Błażeja i 19-letniego Konrada. — Moim zdaniem najważniejsza jest dziecięca spontaniczność i szczerość, o której często zapominamy. Dzieci nie planują.
W naszym dorosłym, zorganizowanym świecie, skupionym na zadaniach do wykonania, nie pamiętamy, że czasem warto coś zrobić spontanicznie, bezinteresownie, bez celu, by po prostu poczuć radość. Okazujmy uczucia. To nie jest powodem do wstydu. Spójrzmy na maluchy, które robią to każdego dnia.
— Dzieci są bezinteresowne, życzliwe, tolerancyjne i ufne. My, dorośli, za dużo analizujemy — uważa pani Katarzyna. — Dzieciaki są w swoim zachowaniu bardzo autentyczne, swobodne w wyrażaniu uczuć, emocji. Czasami dla nas, rodziców, jest to bardzo trudne. Uczmy się od dzieci uważnej obserwacji świata, czerpania radości z drobnych rzeczy. Kiedy wspominamy z rodziną nasze wakacyjne wyjazdy, wydawałoby się, że synowie zapamiętali atrakcje, zabytki. A oni opowiadają o tym, jak wspólnie skakaliśmy do wody czy byliśmy na pysznych lodach. To tak różne od naszego, dorosłego postrzegania.
Światowej sławy psychiatra amerykański dr Ross Campbell, autor światowego bestselleru „Jak naprawdę kochać dziecko” oraz wielu książek na temat wychowywania dzieci, twierdzi, że to miłość jest podstawą związku pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Muszą jednak otrzymywać miłość wyrażoną w ich własnym języku, tzn. przez zachowania. Można sprowadzić wszystko do czterech prostych sposobów: pełnego miłości kontaktu wzrokowego, pełnego miłości kontaktu fizycznego, skupionej na dziecku uwagi i opartej na miłości dyscypliny.
— Tak naprawdę dzieci mogą nauczyć nas wszystkiego — zapewnia Lucyna Grochowalska, mama czwórki dzieci — 16-letniej Olgi, 14-letniego Bogdana, 6- letniej Adrianny i 5-letniej Zuzanny. — Przykładem może być moja najmłodsza córka — Zuzia. Ona udowodniła, że nie zawsze w życiu sprawdza się jeden pomysł. Dzieci mobilizują nas do tego, by każdego dnia mierzyć się ze swoimi słabościami, stawiać im czoła. Wychowaniu dzieci towarzyszy mnóstwo wątpliwości. Wciąż udowadniają, że to jeszcze nie koniec pracy nad sobą, że zawsze jest coś, co można zmienić. I to jest bardzo pozytywne.
Dzieci uczą nas, dorosłych spojrzenia na życie z dystansem.
— Zuzia urodziła się z zespołem Downa i zmieniła nasze życie o 180 stopni, ale też stała się, paradoksalnie, źródłem naszego szczęścia — dodaje pani Lucyna. — To ona w naszej rodzinie czuwa nad tym, by było normalnie. Byśmy się nie zapędzili w nadmiar obowiązków, stresujących zajęć. Pamiętali, że musimy dbać o relacje, trzeba się przytulać, spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Jeśli o tym zapomnimy, ona z pewnością nam o tym przypomni. Przy tak dużej rodzinie obowiązków nie brakuje, ale jeśli Zuzia chce wyjść na spacer, nie można tej prośby zignorować. Wszystko idzie w kąt, a rodzice idą się przejść. Nie potrafi też obrazić się na zbyt długo. Urazę szybko puszcza w niepamięć, przytula się, daje buziaka. Często jesteśmy też niecierpliwi, zbyt szybko denerwujemy się. A mój syn pokazuje, że można panować nad emocjami. W trakcie nawet najbardziej burzliwych dyskusji zachowuje spokój i wykorzystuje wyłącznie racjonalne argumenty. Przy czwórce dzieci taki trening cierpliwości można ćwiczyć bez końca.
To dzięki najmłodszym możemy znów poświęcać czas aktywnościom z naszego dzieciństwa. Spędzać wolny czas, jeżdżąc rowerem, biegając, pływając kajakiem.
— Często zdarza nam się skakać na trampolinie z dziećmi, bawić się z nimi — dodaje. — Nie można być w kontakcie z dziećmi despotą, bo atmosfera w domu byłaby nie do zniesienia.
Jeśli tylko wymagamy, nie uśmiechamy się i maluch widzi wyłącznie twarz surowego rodzica, nie jest to dobre i na pewno nie buduje to bliskiej relacji z dziećmi.
— Wydawałoby się, że to nie my od dzieci, a sami mamy uczyć dzieci. To my mamy pokazywać złe i dobre strony świata. Od własnych pociech z kolei możemy nauczyć się odkrywania w sobie dziecka — mówi Katarzyna Wirchanowicz, mama dwójki chłopców — 12-letniego Błażeja i 19-letniego Konrada. — Moim zdaniem najważniejsza jest dziecięca spontaniczność i szczerość, o której często zapominamy. Dzieci nie planują.
W naszym dorosłym, zorganizowanym świecie, skupionym na zadaniach do wykonania, nie pamiętamy, że czasem warto coś zrobić spontanicznie, bezinteresownie, bez celu, by po prostu poczuć radość. Okazujmy uczucia. To nie jest powodem do wstydu. Spójrzmy na maluchy, które robią to każdego dnia.
— Dzieci są bezinteresowne, życzliwe, tolerancyjne i ufne. My, dorośli, za dużo analizujemy — uważa pani Katarzyna. — Dzieciaki są w swoim zachowaniu bardzo autentyczne, swobodne w wyrażaniu uczuć, emocji. Czasami dla nas, rodziców, jest to bardzo trudne. Uczmy się od dzieci uważnej obserwacji świata, czerpania radości z drobnych rzeczy. Kiedy wspominamy z rodziną nasze wakacyjne wyjazdy, wydawałoby się, że synowie zapamiętali atrakcje, zabytki. A oni opowiadają o tym, jak wspólnie skakaliśmy do wody czy byliśmy na pysznych lodach. To tak różne od naszego, dorosłego postrzegania.
Światowej sławy psychiatra amerykański dr Ross Campbell, autor światowego bestselleru „Jak naprawdę kochać dziecko” oraz wielu książek na temat wychowywania dzieci, twierdzi, że to miłość jest podstawą związku pomiędzy rodzicem i dzieckiem. Muszą jednak otrzymywać miłość wyrażoną w ich własnym języku, tzn. przez zachowania. Można sprowadzić wszystko do czterech prostych sposobów: pełnego miłości kontaktu wzrokowego, pełnego miłości kontaktu fizycznego, skupionej na dziecku uwagi i opartej na miłości dyscypliny.
— Tak naprawdę dzieci mogą nauczyć nas wszystkiego — zapewnia Lucyna Grochowalska, mama czwórki dzieci — 16-letniej Olgi, 14-letniego Bogdana, 6- letniej Adrianny i 5-letniej Zuzanny. — Przykładem może być moja najmłodsza córka — Zuzia. Ona udowodniła, że nie zawsze w życiu sprawdza się jeden pomysł. Dzieci mobilizują nas do tego, by każdego dnia mierzyć się ze swoimi słabościami, stawiać im czoła. Wychowaniu dzieci towarzyszy mnóstwo wątpliwości. Wciąż udowadniają, że to jeszcze nie koniec pracy nad sobą, że zawsze jest coś, co można zmienić. I to jest bardzo pozytywne.
Dzieci uczą nas, dorosłych spojrzenia na życie z dystansem.
— Zuzia urodziła się z zespołem Downa i zmieniła nasze życie o 180 stopni, ale też stała się, paradoksalnie, źródłem naszego szczęścia — dodaje pani Lucyna. — To ona w naszej rodzinie czuwa nad tym, by było normalnie. Byśmy się nie zapędzili w nadmiar obowiązków, stresujących zajęć. Pamiętali, że musimy dbać o relacje, trzeba się przytulać, spędzać ze sobą każdą wolną chwilę. Jeśli o tym zapomnimy, ona z pewnością nam o tym przypomni. Przy tak dużej rodzinie obowiązków nie brakuje, ale jeśli Zuzia chce wyjść na spacer, nie można tej prośby zignorować. Wszystko idzie w kąt, a rodzice idą się przejść. Nie potrafi też obrazić się na zbyt długo. Urazę szybko puszcza w niepamięć, przytula się, daje buziaka. Często jesteśmy też niecierpliwi, zbyt szybko denerwujemy się. A mój syn pokazuje, że można panować nad emocjami. W trakcie nawet najbardziej burzliwych dyskusji zachowuje spokój i wykorzystuje wyłącznie racjonalne argumenty. Przy czwórce dzieci taki trening cierpliwości można ćwiczyć bez końca.
To dzięki najmłodszym możemy znów poświęcać czas aktywnościom z naszego dzieciństwa. Spędzać wolny czas, jeżdżąc rowerem, biegając, pływając kajakiem.
— Często zdarza nam się skakać na trampolinie z dziećmi, bawić się z nimi — dodaje. — Nie można być w kontakcie z dziećmi despotą, bo atmosfera w domu byłaby nie do zniesienia.
Jeśli tylko wymagamy, nie uśmiechamy się i maluch widzi wyłącznie twarz surowego rodzica, nie jest to dobre i na pewno nie buduje to bliskiej relacji z dziećmi.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez