Piątek, 22 listopada 2024

Wszyscy się tu kiedyś spotkamy

2016-10-31 11:04:04 (ost. akt: 2016-10-31 11:23:42)

Autor zdjęcia: PB

Podziel się:

Kiedy odchodzi bliska nam osoba, ból po jej stracie nie przechodzi tygodniami, miesiącami, latami... Listopad sprzyja refleksji o życiu i jego nieuchronnym przemijaniu oraz o tych, których już zabrakło.

Mariana Śledziewska odwiedza grób syna.
— Przez wiele lat strasznie przeżywałam jego śmierć, ale prawdą jest, że czas leczy rany — mówi. — Urodził się chory, z zespołem Downa, żył zaledwie pięć tygodni. Miał poważne wady, m.in. serca. Zmarł mi na rękach. Może gdyby to było pierwsze dziecko… A kiedy się urodził, na świecie był już jego starszy brat. Łatwiej było potem ból ukoić, kiedy miało się obok siebie dziecko. Miałam wtedy 26 lat i tak się stało… Teraz czasami mówię, że synek jest naszym aniołkiem i on się nami opiekuje z góry i modli się za nas. Mam syna, córkę, wnuczęta. Ale zawsze, kiedy zbliża się listopad, to pojawia się nostalgia. Przed tym nie da się uciec.
Pani Grażyna odwiedza grób stryjostwa jej męża.
— Co roku przychodzę tutaj, sprzątam, zapalam znicze. Byli wywiezieni na Syberię, wrócili tutaj i zamieszkali w Olsztynie — opowiada. — Trzeba dbać o ich groby, bo to też pielęgnowanie pamięci o nich. To normalne. Dziś w domu stryja mieszka mój syn z rodziną. Był bardzo dobrym człowiekiem, pracowitym. Kiedy syn miał kilka lat, to zajmował się nim, opiekował. Stryj dożył niemal do 90 lat, pochodził z długowiecznej rodziny. Porządkuję też groby teściów. A pielęgnowanie pamięci? To chyba wszystko zależy od wychowania. Kiedy pokazuje się młodym, że chodzi się na cmentarz, odwiedza bliskich zmarłych, to młodzi uczą się tych zachowań od nas. Jeśli my jesteśmy dobrym wzorem, to będą z nas brać przykład.
Grób męża i rodziców odwiedza Anna Dydżak.
— Brakuje bliskich, a kiedy przychodzi listopad jeszcze trudniej przychodzi pogodzić się z myślą, że naszych bliskich nie ma już z nami — przyznaje. — Nie miałam rodzeństwa, więc zostałam sama. Jestem schorowana, więc ciężko mi tutaj przyjeżdżać, ale staram się, sprzątam, zapalam znicz. Za każdym razem denerwuje mnie tylko pstrokacizna dzisiejszych cmentarzy. Miały być jednakowe tabliczki, a ludzie stawiają wielkie nagrobki, które z wyglądu przypominają ule. Miałam nadzieję, że będzie inaczej.
Janina i Stanisław Hakuć na cmentarz przy ulicy Poprzecznej zabrali ze sobą 2-letniego wnuczka Ignasia.
— Tutaj leżą moi teściowie i co roku przyjeżdżamy, zapalamy znicze. W Dywitach, na naszym małym cmentarzu parafialnym, mamy więcej grobów rodzinnych — mówi pani Janina. — Jest tam mój brat, który miał 27 lat jak zmarł. Miał zastawkę, rozrusznik, a w tamtych latach nie dawano zbyt długiego życia. I stało się tak jak powiedzieli lekarze. Odszedł wcześnie.
— Ojciec też zmarł w bardzo młodym wieku. Przeżył zaledwie 52 lata. Rak. O, tam, kilka grobów dalej pochowano doktora Janowicza, tego, co go operował. Zresztą też zmarł z powodu nowotworu — wskazuje na pobliskie nagrobki pan Stanisław. — Tutaj leżą rodzice, ale w Dywitach też jest grób mojego brata. Nieszczęśliwy wypadek. Miał 50 lat, jak utonął. Tutaj wracają wspomnienia, ale i poczucie, że wszyscy tutaj się spotkamy…
wysłuchała Katarzyna Janków-Mazurkiewicz

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB