Było jakieś 40 minut po północy, gdy w z mieszkaniu na parterze wybuchł pożar. Po chwili płomienie wychodziły oknami i przez drzwi. To właśnie one oraz gęsty dym odcięły drogę ucieczki. 72-letnia kobieta zginęła w pożarze.
Renata Leonowicz ma poparzoną twarz, ręce. Z trudem mówi o wydarzeniach sprzed tygodnia.
— Myśmy już spali. Nagle weszła mama, krzycząc, że w jej pokoju jest ogień. Niewiele pamiętam. Wiem, że chciałam pobiec do łazienki, wziąć wodę i gasić. Ale wokół było już pełno czarnego, gryzącego dymu. Nie mogłam wyjść na klatkę. Dusiłam się. Mama wróciła do pokoju, nie wiem, dlaczego... Nie mogę tego przeżyć do dziś — łykając łzy mówi pani Renata.
Wydarzenia działy się błyskawicznie. 16-letni Marcel uciekł, wyskakując przez okno. Pani Renacie i 9-letniemu Antosiowi udało się uciec przez klatkę schodową. Córki pani Renaty, 11-letniej Oli nie było w domu w tę tragiczną noc. Spała u dziadków. Tylko mamie pani Renaty nie udało uciec...
— Pamiętam przerażone twarze moich dzieci. Staram się, by nie myślały wciąż o naszej tragedii. Po pożarze znalazły schronienie u dziadków.
Panią Renatę, jeszcze w dramatyczną noc, przygarnęła koleżanka — Karolina, która przybiegła, jak tylko zobaczyła ogień.
Nie tylko ona działa. Tragedia wywołała lawinę pomocy. Jest potrzebna, bo spaliło się wszystko — sprzęty domowe, rzeczy do szkoły, pamiątki. Zniszczyła się też alba, w której Antoś miał wiosną iść do komunii. Pralka, lodówka. Wszystko stopiło się, bądź było zalane wodą przy gaszeniu. Ale ludzie pomagają, jak mogą.
— Przynoszą ubrania, pościele, kołdry, organizują sprzęty, meble. Będę wdzięczna do końca życia panu Kamilowi Węglewskiemu z Biskupca, który zabrał dzieci w sobotę do Olsztyna. Pokupował im ubrania, zabrał je na trampoliny, do KFC — opowiada pani Renata. — Dzięki niemu choć na chwilę mogły oderwać się od strasznych wspomnień. To człowiek anioł. Obiecał, że przekaże nam materiały budowlane, meble dla dzieci. Nie wierzyłam, że są ludzie tak wielkiego serca. Rzeczy dla nas zbiera też Jakub z Biskupca, który sam jest niepełnosprawny.
Pomogła też gmina. Rodzina wkrótce zamieszka w lokalu zastępczym w Kolnie. To tam spędzą święta. Choć najwspanialszy prezent, wiarę w ludzi, już dostali...
— Na szczęście mam dużo życzliwych osób wokół siebie. Cały czas dzwonią telefony, czy czegoś nie potrzebuję. Wciąż też telefonują ze szkół, w których uczą się dzieci. Marcel dostał od właściciela firmy transportowej bilety. Dzięki temu do szkoły, do Liceum Ogólnokształcącego w Biskupcu będzie dojeżdżał do końca roku za darmo — mówi pani Renata.
Z panią Renatą odwiedzamy szkołę Marcela.
— Młodzież chce zorganizować kiermasz świąteczny, z którego dochód będzie przekazany rodzinie. Nikt nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Młodzież zachowała się naprawdę pięknie — podkreśla Krzysztof Janczara, dyrektor Zespołu Szkół w Biskupcu.
Pani Renata wciąż myśli o Bożym Narodzeniu. Miało być spokojne…
— Nie chcę w te święta być sama. Tego bym nie przeżyła — kręci głową. — Antosiowi mieliśmy kupić gitarę, bo zawsze o niej marzył. Marcel zawsze grał w piłkę, ale wszystkie ubrania sportowe okopcone. Ktoś ostatnio przyniósł mu buty do gry, bo jego zniszczyły się w pożarze. Ola robiła ozdoby z koralików. Tych koralików wszędzie w domu było pełno…
Kiedy pani Renata mówi o dzieciach, rysy jej twarzy wygładzają się. Nie może podjąć stałej pracy, bo kiedy zachorują, ktoś musi się nimi zająć. A teraz jest sama. Żyje z zasiłku i alimentów na dzieci. Po zapłaceniu rachunków zostaje niewiele. Dlatego czasem dorabia to w miejscowym ośrodku wypoczynkowym, to przy sadzeniu lasu. Lekko nie jest.
— Pracowałam jak chłop. Zdrowie straciłam — zamyśla się. — Ale nic to, wszystko dla dzieci robię. To one są moim całym życiem. Chciałabym, byśmy w końcu zaznali trochę spokoju. By w święta razem udekorować choinkę, zrobić świąteczne potrawy. Kocham gotować. Kuchnia to mój żywioł. A wszystkie moje przepiśniki zniszczone...
Nie mają choinki, ozdób. Ale mówią, że to nieważne, że liczy się tylko to, że są razem.
Kajot
— Myśmy już spali. Nagle weszła mama, krzycząc, że w jej pokoju jest ogień. Niewiele pamiętam. Wiem, że chciałam pobiec do łazienki, wziąć wodę i gasić. Ale wokół było już pełno czarnego, gryzącego dymu. Nie mogłam wyjść na klatkę. Dusiłam się. Mama wróciła do pokoju, nie wiem, dlaczego... Nie mogę tego przeżyć do dziś — łykając łzy mówi pani Renata.
Wydarzenia działy się błyskawicznie. 16-letni Marcel uciekł, wyskakując przez okno. Pani Renacie i 9-letniemu Antosiowi udało się uciec przez klatkę schodową. Córki pani Renaty, 11-letniej Oli nie było w domu w tę tragiczną noc. Spała u dziadków. Tylko mamie pani Renaty nie udało uciec...
— Pamiętam przerażone twarze moich dzieci. Staram się, by nie myślały wciąż o naszej tragedii. Po pożarze znalazły schronienie u dziadków.
Panią Renatę, jeszcze w dramatyczną noc, przygarnęła koleżanka — Karolina, która przybiegła, jak tylko zobaczyła ogień.
Nie tylko ona działa. Tragedia wywołała lawinę pomocy. Jest potrzebna, bo spaliło się wszystko — sprzęty domowe, rzeczy do szkoły, pamiątki. Zniszczyła się też alba, w której Antoś miał wiosną iść do komunii. Pralka, lodówka. Wszystko stopiło się, bądź było zalane wodą przy gaszeniu. Ale ludzie pomagają, jak mogą.
— Przynoszą ubrania, pościele, kołdry, organizują sprzęty, meble. Będę wdzięczna do końca życia panu Kamilowi Węglewskiemu z Biskupca, który zabrał dzieci w sobotę do Olsztyna. Pokupował im ubrania, zabrał je na trampoliny, do KFC — opowiada pani Renata. — Dzięki niemu choć na chwilę mogły oderwać się od strasznych wspomnień. To człowiek anioł. Obiecał, że przekaże nam materiały budowlane, meble dla dzieci. Nie wierzyłam, że są ludzie tak wielkiego serca. Rzeczy dla nas zbiera też Jakub z Biskupca, który sam jest niepełnosprawny.
Pomogła też gmina. Rodzina wkrótce zamieszka w lokalu zastępczym w Kolnie. To tam spędzą święta. Choć najwspanialszy prezent, wiarę w ludzi, już dostali...
— Na szczęście mam dużo życzliwych osób wokół siebie. Cały czas dzwonią telefony, czy czegoś nie potrzebuję. Wciąż też telefonują ze szkół, w których uczą się dzieci. Marcel dostał od właściciela firmy transportowej bilety. Dzięki temu do szkoły, do Liceum Ogólnokształcącego w Biskupcu będzie dojeżdżał do końca roku za darmo — mówi pani Renata.
Z panią Renatą odwiedzamy szkołę Marcela.
— Młodzież chce zorganizować kiermasz świąteczny, z którego dochód będzie przekazany rodzinie. Nikt nie chciałby znaleźć się w takiej sytuacji. Młodzież zachowała się naprawdę pięknie — podkreśla Krzysztof Janczara, dyrektor Zespołu Szkół w Biskupcu.
Pani Renata wciąż myśli o Bożym Narodzeniu. Miało być spokojne…
— Nie chcę w te święta być sama. Tego bym nie przeżyła — kręci głową. — Antosiowi mieliśmy kupić gitarę, bo zawsze o niej marzył. Marcel zawsze grał w piłkę, ale wszystkie ubrania sportowe okopcone. Ktoś ostatnio przyniósł mu buty do gry, bo jego zniszczyły się w pożarze. Ola robiła ozdoby z koralików. Tych koralików wszędzie w domu było pełno…
Kiedy pani Renata mówi o dzieciach, rysy jej twarzy wygładzają się. Nie może podjąć stałej pracy, bo kiedy zachorują, ktoś musi się nimi zająć. A teraz jest sama. Żyje z zasiłku i alimentów na dzieci. Po zapłaceniu rachunków zostaje niewiele. Dlatego czasem dorabia to w miejscowym ośrodku wypoczynkowym, to przy sadzeniu lasu. Lekko nie jest.
— Pracowałam jak chłop. Zdrowie straciłam — zamyśla się. — Ale nic to, wszystko dla dzieci robię. To one są moim całym życiem. Chciałabym, byśmy w końcu zaznali trochę spokoju. By w święta razem udekorować choinkę, zrobić świąteczne potrawy. Kocham gotować. Kuchnia to mój żywioł. A wszystkie moje przepiśniki zniszczone...
Nie mają choinki, ozdób. Ale mówią, że to nieważne, że liczy się tylko to, że są razem.
Kajot
Osoby, które chcą pomóc rodzinie z Bęsi, mogą kontaktować się z Gminnym Ośrodkiem Pomocy Społecznej w Kolnie, tel. 89 716 32 93.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez