W ubiegły weekend kierowca czarnego bmw postanowił pojeździć po zamarzniętym jeziorze Ukiel. Lód pękł i auto utonęło. To najbardziej spektakularny, ale nie jedyny przykład zimowej głupoty.
O tym kierowcy bmw mówiła cała Polska. 25-latek w sobotnią noc postanowił urządzić sobie rajd po olsztyńskim jeziorze Ukiel. Kilka dni na plusie zrobiło swoje. Pod samochodem załamał się lód. Kierowca miał szczęście, bo udało mu się wydostać z samochodu o własnych siłach. Do wyciągnięcia samochodu z dna jeziora potrzebni byli jednak profesjonaliści. Strażacy i płetwonurkowie musieli wyciągnąć zatopione bmw z dna jeziora. I musieli działać szybko, by z zatopionego auta do jeziora nie wyciekło paliwo.
To nie pierwszy przypadek rajdów po jeziorze. W północnej części jeziora, w okolicy Gutkowa, co roku, kiedy chwyci tylko mocniejszy mróz, na zamarzniętą taflę jeziora wjeżdżają auta.
— To powtarza się każdej zimy — denerwuje się jeden z mieszkańców. — Ja uważam, że to głupota, bo jeżdżenie po autem po lodzie jest niebezpieczne i może zakończyć się tragedią. A potem kto ma płacić za akcje ratownicze?! Przecież te pieniądze idą z naszych kieszeni. A wędkarze? Siedzą mimo roztopów. To czysta bezmyślność.
Strażacy ochotnicy z Gutkowa każdego roku organizują swoje szkolenia z zakresu ratownictwa wodno-lodowego. Zapraszają mieszkańców, by z bliska zobaczyli, co dzieje się, kiedy załamie się pod nami lód. Pokazują, jak wiele siły trzeba mieć, by wydostać się z lodowatej wody i dostać się do brzegu. Kiedy jesteśmy od niego daleko, a nikogo nie ma w pobliżu, może dojść do tragedii.
— Panuje zasada, że tzw. bezpieczny lód, w przypadku osób pieszych, musi mieć grubość około 10 centymetrów. Oczywiście musi być spełnione jeszcze wiele dodatkowych warunków. Lód ma spójną i mocną strukturę, kiedy przez długi czas panują wysokie mrozy — tłumaczy Robert Sylwestrzak z OSP w Gutkowie. — Cieńszy lód będzie wszędzie tam, gdzie istnieją podwodne prądy. Obecnie, kiedy mamy duże wahania temperatur, ten lód jest naprawdę dużo słabszy. Kiedy zmienia barwę, robi się bardziej szary, świadczy to o tym, że jest mniej wytrzymały.
To nie pierwszy przypadek rajdów po jeziorze. W północnej części jeziora, w okolicy Gutkowa, co roku, kiedy chwyci tylko mocniejszy mróz, na zamarzniętą taflę jeziora wjeżdżają auta.
— To powtarza się każdej zimy — denerwuje się jeden z mieszkańców. — Ja uważam, że to głupota, bo jeżdżenie po autem po lodzie jest niebezpieczne i może zakończyć się tragedią. A potem kto ma płacić za akcje ratownicze?! Przecież te pieniądze idą z naszych kieszeni. A wędkarze? Siedzą mimo roztopów. To czysta bezmyślność.
Strażacy ochotnicy z Gutkowa każdego roku organizują swoje szkolenia z zakresu ratownictwa wodno-lodowego. Zapraszają mieszkańców, by z bliska zobaczyli, co dzieje się, kiedy załamie się pod nami lód. Pokazują, jak wiele siły trzeba mieć, by wydostać się z lodowatej wody i dostać się do brzegu. Kiedy jesteśmy od niego daleko, a nikogo nie ma w pobliżu, może dojść do tragedii.
— Panuje zasada, że tzw. bezpieczny lód, w przypadku osób pieszych, musi mieć grubość około 10 centymetrów. Oczywiście musi być spełnione jeszcze wiele dodatkowych warunków. Lód ma spójną i mocną strukturę, kiedy przez długi czas panują wysokie mrozy — tłumaczy Robert Sylwestrzak z OSP w Gutkowie. — Cieńszy lód będzie wszędzie tam, gdzie istnieją podwodne prądy. Obecnie, kiedy mamy duże wahania temperatur, ten lód jest naprawdę dużo słabszy. Kiedy zmienia barwę, robi się bardziej szary, świadczy to o tym, że jest mniej wytrzymały.
A najczęściej pod lód wpadają wędkarze. I to z nimi wiąże się wiele interwencji strażaków. Choć ci przyznają też, że akcje informacyjne zrobiły dużo i wypadków jest coraz mniej.
— W tym roku nie mieliśmy jeszcze interwencji związanych z wędkarzami — dodaje Sylwestrzak. — Prognoza na kolejne dni przewiduje, że ma być jeszcze cieplej — nawet pięć, sześć stopni powyżej zera. Wtedy lód robi się bardzo kruchy i znów pewnie pojawią się historie z ludźmi, którzy wpadli pod lód. W ubiegłych latach mieliśmy akcje ratownicze wędkarzy, którzy jeszcze na przełomie lutego i marca chcieli łowić ryby. Niestety utonęli. Ale mamy też nietypowe interwencje. Pewnej zimy do jednego z wędkarzy zadzwoniła żona. Odebrał telefon, ale niestety ten spadł na lód i w tym momencie zerwało się z nim połączenie. Żona nie mogła się do niego dodzwonić, więc pomyślała, że stało się coś złego. I wezwała pomoc. W stan gotowości postawiono wszystkie służby. Przyjechali strażacy, policja, straż miejska. Mężczyzna był skonsternowany, kiedy podeszli do niego ratownicy w skafandrach, ze sprzętem. A wędkarzowi po prostu zepsuł się telefon.
Strażacy w Gutkowie, kiedy przeprowadzają swoje szkolenia na lodzie, zawsze mogą liczyć na widownię. Nad jezioro przychodzą mieszkańcy, którzy obserwują ich działania.
— W czasie jednego ze szkoleń zauważyliśmy rodzinę z dziećmi, która szła spacerkiem od plaży miejskiej do Gutkowa. Byli zdziwieni, kiedy zwróciliśmy im uwagę, by zeszli z tafli jeziora, bo może dojść do nieszczęścia — wspomina Robert Sylwestrzak. — Oczywiście przeprosili i zapewniali, że to więcej się nie powtórzy. Dzieci pod opieką rodziców powinny czuć się bezpiecznie, a tutaj było wręcz odwrotnie. To matka i ojciec narazili je na niebezpieczeństwo. Myśleli, że było kilka dni mrozu i lód jest już mocny. Często do tragedii doprowadza ludzka bezmyślność. Apeluję o rozsądek. W czasie roztopów, kiedy temperatura rośnie, lepiej zrezygnować z wędkowania. Życie jest najważniejsze.
Podobnego zdania są strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2 z Olsztyna.
— Według mnie nie istnieje pojęcie — bezpieczny lód. Nigdy nie chodzimy po tafli całego jeziora. W jednym miejscu lód może być wytrzymały, ale kilka kroków dalej już kruchy. I może dojść do tragedii — ocenia Arkadiusz Plezia z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2 w Olsztynie.
Ratownicy z WOPR-u mówią, że na jeziorach zimą uprawia się sporty, ale zawsze o bezpieczeństwo dbają profesjonaliści i oceniają, czy tafla lodu jest wytrzymała.
— Każdy musi przewidzieć, co go czeka na lodzie — mówi Sławomir Gicewicz z zarządu WOPR. — Od kilku dni mamy temperatury dodatnie, a nocą w okolicach zera, więc ten lód topi się. Kiedy widzimy ludzi, pod którymi załamał się lód, to natychmiast dzwonimy pod numer 112. Ocenia się, że zdrowy człowiek, jeśli załamie się pod nim lód, jest w stanie wytrzymać w wodzie około 15 minut. Potem następuje hipotermia. Osoba w kamizelce, która znajdzie się w wodzie, nie utonie. Ale po 20-30 minutach umrze z powodu wychłodzenia organizmu.
A sami wędkarze? Nadal siedzą na lodzie, mimo plusowych temperatur. Kiedy zapytaliśmy, czy nie boją się, że lód się załamie, machnęli tylko ręką.
— W tym roku nie mieliśmy jeszcze interwencji związanych z wędkarzami — dodaje Sylwestrzak. — Prognoza na kolejne dni przewiduje, że ma być jeszcze cieplej — nawet pięć, sześć stopni powyżej zera. Wtedy lód robi się bardzo kruchy i znów pewnie pojawią się historie z ludźmi, którzy wpadli pod lód. W ubiegłych latach mieliśmy akcje ratownicze wędkarzy, którzy jeszcze na przełomie lutego i marca chcieli łowić ryby. Niestety utonęli. Ale mamy też nietypowe interwencje. Pewnej zimy do jednego z wędkarzy zadzwoniła żona. Odebrał telefon, ale niestety ten spadł na lód i w tym momencie zerwało się z nim połączenie. Żona nie mogła się do niego dodzwonić, więc pomyślała, że stało się coś złego. I wezwała pomoc. W stan gotowości postawiono wszystkie służby. Przyjechali strażacy, policja, straż miejska. Mężczyzna był skonsternowany, kiedy podeszli do niego ratownicy w skafandrach, ze sprzętem. A wędkarzowi po prostu zepsuł się telefon.
Strażacy w Gutkowie, kiedy przeprowadzają swoje szkolenia na lodzie, zawsze mogą liczyć na widownię. Nad jezioro przychodzą mieszkańcy, którzy obserwują ich działania.
— W czasie jednego ze szkoleń zauważyliśmy rodzinę z dziećmi, która szła spacerkiem od plaży miejskiej do Gutkowa. Byli zdziwieni, kiedy zwróciliśmy im uwagę, by zeszli z tafli jeziora, bo może dojść do nieszczęścia — wspomina Robert Sylwestrzak. — Oczywiście przeprosili i zapewniali, że to więcej się nie powtórzy. Dzieci pod opieką rodziców powinny czuć się bezpiecznie, a tutaj było wręcz odwrotnie. To matka i ojciec narazili je na niebezpieczeństwo. Myśleli, że było kilka dni mrozu i lód jest już mocny. Często do tragedii doprowadza ludzka bezmyślność. Apeluję o rozsądek. W czasie roztopów, kiedy temperatura rośnie, lepiej zrezygnować z wędkowania. Życie jest najważniejsze.
Podobnego zdania są strażacy z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2 z Olsztyna.
— Według mnie nie istnieje pojęcie — bezpieczny lód. Nigdy nie chodzimy po tafli całego jeziora. W jednym miejscu lód może być wytrzymały, ale kilka kroków dalej już kruchy. I może dojść do tragedii — ocenia Arkadiusz Plezia z Jednostki Ratowniczo-Gaśniczej nr 2 w Olsztynie.
Ratownicy z WOPR-u mówią, że na jeziorach zimą uprawia się sporty, ale zawsze o bezpieczeństwo dbają profesjonaliści i oceniają, czy tafla lodu jest wytrzymała.
— Każdy musi przewidzieć, co go czeka na lodzie — mówi Sławomir Gicewicz z zarządu WOPR. — Od kilku dni mamy temperatury dodatnie, a nocą w okolicach zera, więc ten lód topi się. Kiedy widzimy ludzi, pod którymi załamał się lód, to natychmiast dzwonimy pod numer 112. Ocenia się, że zdrowy człowiek, jeśli załamie się pod nim lód, jest w stanie wytrzymać w wodzie około 15 minut. Potem następuje hipotermia. Osoba w kamizelce, która znajdzie się w wodzie, nie utonie. Ale po 20-30 minutach umrze z powodu wychłodzenia organizmu.
A sami wędkarze? Nadal siedzą na lodzie, mimo plusowych temperatur. Kiedy zapytaliśmy, czy nie boją się, że lód się załamie, machnęli tylko ręką.
Komentarze (1) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Zacznij od: najciekawszych najstarszych najnowszych
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez
Gand #2677232 | 5.173.*.* 7 lut 2019 10:27
Kto zapłaci za wydobycie super bmw glupka
! odpowiedz na ten komentarz