Było to 9 maja 1975 roku, kiedy przed szkołą podstawową w Lutrach zakopano kapsułę z przedmiotami charakterystycznymi dla tamtych czasów. Potem taka ceremonia miała miejsce po trzydziestu latach. Ciekawe, co do kapsuły trafi za kolejne 10 lat?
— Jak to było z tą pierwszą kapsułą czasu? — zastanawia się Elżbieta Michalak, dyrektor Niepublicznej Szkoły Podstawowej w Lutrach w gminie Kolno. — Ja tu wtedy jeszcze nie pracowałam, ale Alicja Celej, nasza wieloletnia sekretarka szkoły, tak.
Pani Ala przynosi jedną z opasłych ksiąg pamiątkowych, w której można znaleźć opis tej całej historii. Ale że jest chodzącą encyklopedią dziejów szkolnych, opowiada z pamięci. — Kto wpadł na pomysł umieszczenia w ziemi kapsuły czasu? Zdaje się, że ówczesny dyrektor podstawówki Wojciech Bartnik i uczeń Zbigniew Kurowicki, późniejszy ratownik WOPR w Giżycku.
Cofnijmy się do tamtego dnia. 9 Maja 1975 roku na dziedzińcu szkolnym, z udziałem uczniów, nauczycieli i rodziców odbywa się uroczysty apel. Najpierw zostaje wciągnięta flaga na maszt i odśpiewany hymn państwowy. Potem delegacja uczniów, wśród których jest Zbyszek Kurowiecki, wnosi duży słoik owinięty foliowym workiem po nawozach sztucznych. W kapsule czasu umieszczono przedmioty, które uczniowie uznali w ankiecie za charakterystyczne dla tamtego czasu: skrawek materiału sztruksowego, latarkę na baterie, piramidon oraz lusterko z Bardotką. Umawiają się, że po trzydziestu latach kapsuła zostanie odkopana i wtedy się zobaczy, w jakim stanie są tamte przedmioty. A potem zakopią ją razem z nową,
z przedmiotami charakterystycznymi dla bieżących lat. Niech tam czekają.
— Najpierw te przedmioty pokazano obecnym — wspomina Alicja Celej. — Każdy przedmiot witały oklaski. Jako pierwszy wbił w ziemię szpadel nasz woźny szkolny pan Wiśniewski.
Mijały lata, niektórzy o kapsule czasu zapomnieli. Kilka starszych osób, które były świadkami ceremonii, już nie żyło. Byli też tacy, którzy wyjechali na stałe za granicę. Ale inicjatorzy zakopania kapsuły czasu na szkolnym dziedzińcu, w tym Zbigniew Kurowicki i były dyrektor Wojciech Bartnik, już emeryt, o kapsule pamiętali. Minęło trzydzieści lat. Nadszedł rok 2005. Dyrektorem szkoły jest Dorota Saniewska. Reaguje entuzjastycznie na propozycję odkopania kapsuły czasu. I jak przed laty, z udziałem uczniów, nauczycieli i rodziców odbywa się uroczysty apel, poprzedzony informacją, czego też w tej kapsule sprzed trzydziestu lat można się spodziewać. Najpierw wydobyto latarkę na baterie.
— Szkoda, że baterie się wyczerpały! — wzdychają dzieciaki.
— A lusterko jest zaśniedziałe! — zauważa pani dyrektor.
Po obejrzeniu, w jakim stanie są przedmioty sprzed lat, kapsułę zakopano, a obok niej umieszczono drugą, z przedmiotami z czasów współczesnych, m.in. z telefonem komórkowym. Zepsutym, ale nie o to chodziło, ważne, że tam się znalazł.
— A potem minęły kolejne lata — mówi obecna dyrektor Elżbieta Michalak. — Szkole groziła likwidacja, więc razem z rodzicami i nauczycielami podjęliśmy decyzję, że utworzymy niepubliczną, prowadzoną przez stowarzyszenie. I tak się stało. Po początkowych trudnościach radzimy sobie całkiem nieźle, co więcej, uczęszczają do nas dzieciaki z innych gmin. Realizujemy wiele projektów, ostatni, z pomocą rodziców, „W krainie książki”. Tam, gdzie są takie możliwości, sięgamy po środki unijne. A co do kapsuły. Za trzy lata przypada jubileusz 10-lecia Niepublicznej Szkoły Podstawowej, więc jest okazja na akt trzeci ceremonii.
— Co też w kapsule, z przedmiotów charakterystycznych dla dzisiejszych czasów, można by zakopać? — zastanawiają się panie. — Może smartfony, gry komputerowe? Zdecydują dzieci.
Władysław Katarzyński
Pani Ala przynosi jedną z opasłych ksiąg pamiątkowych, w której można znaleźć opis tej całej historii. Ale że jest chodzącą encyklopedią dziejów szkolnych, opowiada z pamięci. — Kto wpadł na pomysł umieszczenia w ziemi kapsuły czasu? Zdaje się, że ówczesny dyrektor podstawówki Wojciech Bartnik i uczeń Zbigniew Kurowicki, późniejszy ratownik WOPR w Giżycku.
Cofnijmy się do tamtego dnia. 9 Maja 1975 roku na dziedzińcu szkolnym, z udziałem uczniów, nauczycieli i rodziców odbywa się uroczysty apel. Najpierw zostaje wciągnięta flaga na maszt i odśpiewany hymn państwowy. Potem delegacja uczniów, wśród których jest Zbyszek Kurowiecki, wnosi duży słoik owinięty foliowym workiem po nawozach sztucznych. W kapsule czasu umieszczono przedmioty, które uczniowie uznali w ankiecie za charakterystyczne dla tamtego czasu: skrawek materiału sztruksowego, latarkę na baterie, piramidon oraz lusterko z Bardotką. Umawiają się, że po trzydziestu latach kapsuła zostanie odkopana i wtedy się zobaczy, w jakim stanie są tamte przedmioty. A potem zakopią ją razem z nową,
z przedmiotami charakterystycznymi dla bieżących lat. Niech tam czekają.
— Najpierw te przedmioty pokazano obecnym — wspomina Alicja Celej. — Każdy przedmiot witały oklaski. Jako pierwszy wbił w ziemię szpadel nasz woźny szkolny pan Wiśniewski.
Mijały lata, niektórzy o kapsule czasu zapomnieli. Kilka starszych osób, które były świadkami ceremonii, już nie żyło. Byli też tacy, którzy wyjechali na stałe za granicę. Ale inicjatorzy zakopania kapsuły czasu na szkolnym dziedzińcu, w tym Zbigniew Kurowicki i były dyrektor Wojciech Bartnik, już emeryt, o kapsule pamiętali. Minęło trzydzieści lat. Nadszedł rok 2005. Dyrektorem szkoły jest Dorota Saniewska. Reaguje entuzjastycznie na propozycję odkopania kapsuły czasu. I jak przed laty, z udziałem uczniów, nauczycieli i rodziców odbywa się uroczysty apel, poprzedzony informacją, czego też w tej kapsule sprzed trzydziestu lat można się spodziewać. Najpierw wydobyto latarkę na baterie.
— Szkoda, że baterie się wyczerpały! — wzdychają dzieciaki.
— A lusterko jest zaśniedziałe! — zauważa pani dyrektor.
Po obejrzeniu, w jakim stanie są przedmioty sprzed lat, kapsułę zakopano, a obok niej umieszczono drugą, z przedmiotami z czasów współczesnych, m.in. z telefonem komórkowym. Zepsutym, ale nie o to chodziło, ważne, że tam się znalazł.
— A potem minęły kolejne lata — mówi obecna dyrektor Elżbieta Michalak. — Szkole groziła likwidacja, więc razem z rodzicami i nauczycielami podjęliśmy decyzję, że utworzymy niepubliczną, prowadzoną przez stowarzyszenie. I tak się stało. Po początkowych trudnościach radzimy sobie całkiem nieźle, co więcej, uczęszczają do nas dzieciaki z innych gmin. Realizujemy wiele projektów, ostatni, z pomocą rodziców, „W krainie książki”. Tam, gdzie są takie możliwości, sięgamy po środki unijne. A co do kapsuły. Za trzy lata przypada jubileusz 10-lecia Niepublicznej Szkoły Podstawowej, więc jest okazja na akt trzeci ceremonii.
— Co też w kapsule, z przedmiotów charakterystycznych dla dzisiejszych czasów, można by zakopać? — zastanawiają się panie. — Może smartfony, gry komputerowe? Zdecydują dzieci.
Władysław Katarzyński
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez