Około 80 kilometrów dziennie to przeciętna trasa rowerowego patrolu strażników miejskich. Ich interwencje są bardziej skuteczne, a na dwóch kółkach łatwiej zrobić przegląd olsztyńskich podwórek i... szybciej złapać kogoś, kto łamie przepisy.
Olsztyńscy strażnicy miejscy na interwencję ruszają na dwóch kółkach. Tak wyszło lub raczej bardziej tak wybrali. I w ten sposób 24-letni Sebastian Korpal razem o rok młodszym Przemysławem Kawczyńskim najczęściej mają patrole rowerowe.
Postanowiłam ruszyć z nimi i zobaczyć, jak wygląda taki patrol na dwóch kółkach w praktyce. Okazuje się, że z siodełka więcej widać. W zasadzie to widać, jak na dłoni.
— Czasem śmieszy nas, kiedy ludzie w samochodach widząc jak się zbliżamy, usiłują schować telefon komórkowy, bo właśnie prowadzili rozmowę. Niektórzy zaczynają też zapinać pasy — opowiadają nam strażnicy. — Można powiedzieć, że działamy na ludzi jak straszak — śmieją się.
— Czasem śmieszy nas, kiedy ludzie w samochodach widząc jak się zbliżamy, usiłują schować telefon komórkowy, bo właśnie prowadzili rozmowę. Niektórzy zaczynają też zapinać pasy — opowiadają nam strażnicy. — Można powiedzieć, że działamy na ludzi jak straszak — śmieją się.
Przy alei Piłsudskiego zajmujemy pas przeznaczony dla rowerów. Obecność strażników sprawia, że kierowcy zatrzymują się grzecznie przed przejściem dla pieszych. Także taksówkarz, który jedzie tuż za nami, mimo że blokujemy koło ratusza cały pas jezdni, o dziwo nie trąbi.
Patrole rowerowe nie są już w Olsztynie nowością, ale mało kto wie, że jesteśmy wśród nielicznych miast w Polsce, gdzie działają. Strażnicy kontrolują przede wszystkim miejsca, gdzie trudno dotrzeć samochodem. Patrole na dwóch kółkach zobaczycie więc na plaży miejskiej, w parkach czy w Lesie Miejskim.
Przemysław Kawczyński pracuje w straży miejskiej około 1,5 roku. Sebastian Korpal pół roku krócej.
— Przed sezonem każdy deklaruje, że chce wziąć udział w patrolach rowerowych. Zaczynamy w maju, a kończymy na początku października. Dlaczego się zgłosiłem? Lubię aktywny tryb życia. I praca wygląda inaczej. Na pewno na rowerze udaje się dotrzeć tam, gdzie nie udaje się to autem — tłumaczy Przemysław Kawczyński.
— Przyjęto mnie zaraz po Przemku i też zadeklarowałem udział w patrolu rowerowym — dodaje Sebastian Korpal. — Przyznaję, że na początku pracy, przez około dwa tygodnie miałem zakwasy. Teraz nawet po pracy jeżdżę rowerem.
— Przed sezonem każdy deklaruje, że chce wziąć udział w patrolach rowerowych. Zaczynamy w maju, a kończymy na początku października. Dlaczego się zgłosiłem? Lubię aktywny tryb życia. I praca wygląda inaczej. Na pewno na rowerze udaje się dotrzeć tam, gdzie nie udaje się to autem — tłumaczy Przemysław Kawczyński.
— Przyjęto mnie zaraz po Przemku i też zadeklarowałem udział w patrolu rowerowym — dodaje Sebastian Korpal. — Przyznaję, że na początku pracy, przez około dwa tygodnie miałem zakwasy. Teraz nawet po pracy jeżdżę rowerem.
Strażnik miejski na rowerze spędza osiem godzin służby. Kiedy objeżdżam z nimi ścieżkę wokół Długiego, a jest 9 rano, już jest tutaj dużo osób. Niektórzy, siedząc na ławkach, przesuwają za siebie reklamówki, w których czasem brzęknie szkło.
— Wzbudzamy bardzo różne emocje — przyznaje Przemysław Kawczyński. — Starsi ludzie są zaskoczeni, że patrole są na rowerach i potrafią głośno ten fakt skomentować. Często nasze umundurowanie, szczególnie letnie, bywa dla niektórych mylące. Myślą, że podjeżdża do nich zwykły rowerzysta. Dzięki temu dochodzi do komicznych sytuacji. Ktoś pije alkohol w miejscu niedozwolonym i często nie zdąży zareagować, bo my już stoimy tuż przed nim. Ludzie próbują schować butelkę, ale wychodzi to im bardzo nieudolnie. Wylewają więc często zawartość na siebie. Próbują ukryć butelkę w koszu na śmieci, za sobą — tłumaczy Kawczyński.
A picie pod chmurką może zakończyć się nawet 100 złotowym mandatem. Delikwentów strażnicy często nakrywają na plaży miejskiej.
Dramatyczne przypadki są na ich służbie rzadkością. Częściej pozostaje proza życia, czyli w Olsztynie... parkowanie. Kierowcy potrafią zostawić auto na przejściu dla pieszych, niszczyć trawniki. A zadaniem strażników jest takie zachowanie ukarać. Mandatem. Nie zawsze to się podoba.
Kolejne kilometry, kolejne interwencje. Tutaj nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Dziś mają szczęście nie pada. Ruszają patrolować plażę miejską.
— Wzbudzamy bardzo różne emocje — przyznaje Przemysław Kawczyński. — Starsi ludzie są zaskoczeni, że patrole są na rowerach i potrafią głośno ten fakt skomentować. Często nasze umundurowanie, szczególnie letnie, bywa dla niektórych mylące. Myślą, że podjeżdża do nich zwykły rowerzysta. Dzięki temu dochodzi do komicznych sytuacji. Ktoś pije alkohol w miejscu niedozwolonym i często nie zdąży zareagować, bo my już stoimy tuż przed nim. Ludzie próbują schować butelkę, ale wychodzi to im bardzo nieudolnie. Wylewają więc często zawartość na siebie. Próbują ukryć butelkę w koszu na śmieci, za sobą — tłumaczy Kawczyński.
A picie pod chmurką może zakończyć się nawet 100 złotowym mandatem. Delikwentów strażnicy często nakrywają na plaży miejskiej.
Dramatyczne przypadki są na ich służbie rzadkością. Częściej pozostaje proza życia, czyli w Olsztynie... parkowanie. Kierowcy potrafią zostawić auto na przejściu dla pieszych, niszczyć trawniki. A zadaniem strażników jest takie zachowanie ukarać. Mandatem. Nie zawsze to się podoba.
Kolejne kilometry, kolejne interwencje. Tutaj nie ma co liczyć na taryfę ulgową. Dziś mają szczęście nie pada. Ruszają patrolować plażę miejską.
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez