Artur Boruc, fenomenalny bramkarz w czasie meczu z Urugwajem wystąpił na PGE Narodowym w Warszawie po raz 65 i po raz ostatni. Był to bowiem mecz pożegnalny naszego zawodnika w barwach biało-czerwonych.
Mecz towarzyski polskich piłkarzy przeciwko drużynie Urugwaju już za nami. Dla podopiecznych Adama Nawałki było to wyzwanie, któremu nasi zawodnicy stawili czoła. Oprócz tego, że rywal był trudny i wymagający, to w składzie polskiej drużyny zabrakło naszego czołowego napastnika Roberta Lewandowskiego. To w drodze eliminacji do Mistrzostw Świata właśnie on zapewniał drużynie efektowne bramki, zapewniając drużynie zwycięstwo. Tym razem mecz zakończył się remisem 0:0, nie udało się naszym zawodnikom wykorzystać żadnej ze stworzonych sytuacji podbramkowych i zamienić je na trafienia.
Mieliśmy w składzie kilku debiutantów, miejsce Roberta Lewandowskiego zajął Wilczek, który nie potrafił wykorzystać nadarzających się sytuacji do strzelenia gola. Na pewno brakowało drużynie Lewandowskiego, z jego doświadczeniem na pewno umiałby zamienić sytuacje na bramkę, tak bardzo oczekiwaną przez kibiców. Przez cały mecz rozbrzmiewały tubalne glosy ze strony trybun „My chcemy gola”.
Cały mecz był nie tylko ważny dla naszej drużyny, ale szczególnej wagi nabrał dla Artura Boruca, fenomenalnego bramkarza, który w barwach biało-czerwonych wystąpił na PGE Narodowym w Warszawie po raz 65 i po raz ostatni. Był to bowiem mecz pożegnalny naszego bramkarza. Przez 44 minuty stawił czoła kilku atakom zawodników Urugwaju, popisał się piękną paradą, choćby przy strzale Gastona Silvy. Ten przymierzył z dystansu i gdyby nie dobra interwencja naszego bramkarza, wynik zmieniłby się na niekorzystny dla nas. W ramach uznania dla zawodnika zagrał z opaską kapitana drużyny i z symbolicznym numerem na koszulce „65” - 65 występ z orzełkiem na piersi.
Piękna kariera piłkarska została zakończona, zakończył się pewien etap w życiu Boruca. Niecodzienna chwila wywołała łzy wzruszenia nie tylko na twarzy samego żegnanego, ale również na twarzach najbliższych Borucowi sportowcom i oczywiście kibiców. W pięknej asyście zszedł z boiska, kiedy to biało-czerwoni utworzyli szpaler, którym przeszedł bramkarz przechodzący do historii naszej polskiej piłki nożnej.
W tej uroczystej chwili uczestniczył Łukasz fabiański, który po 44 minutach gry Boruca, zastąpił go w bramce. Podziękowania kibiców, owacje na stojąco, gromkie oklaski, to wszystko świadczy o wielkiej estymie, jaką cieszył się przez wiele lat z ich strony Artur Boruc. Warto zaznaczyć, że grał w reprezentacji polskiej 13 lat. Wiele osób, które za czasów Króla Artura skorzystała z betclic kod promocyjny i postawiła na zero straconych goli, nie zawiodła się na naszym bramkarzu.
Kolejna legenda przeszła do historii, ale zawsze przychodzi taki moment, kiedy trzeba powiedzieć koniec. Ważne, aby odejść z honorem, w wielkiej chwale, a tak się stało w przypadku naszego bramkarza.
Mat. nadesłane
Mat. nadesłane
Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie
Dodaj komentarz Odśwież
Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez