— Na psy zeszła dyskusja polityczna, naukowa, medialna — mówi medioznawca prof. dr. hab. Wiesław Godzic. W czwartek o godz. 17 w Auli Teatralnej przy ul. Obitza 1 podczas Kortowskich Spotkań z Literaturą wystąpi z wykładem „Celebryci: esencja kultury współczesnej”.
Co powinnam zrobić żeby zostać celebrytką?
— Powinna pani cokolwiek umieć, ale niezbyt wiele. Mieć talent np. do robienia min, szybkiego mówienia. Po drugie trzeba dać się zauważyć w mediach, szczególnie internecie. A po trzecie — bardzo chcieć. Celebryta to postać „odsłonięta”, która nie ma życia prywatnego, bo my wszyscy je znamy. To dosyć męczące dlatego wiele osób, które mają talent, wcale nie chce być celebrytami.
Dlaczego nie trzeba być wartościowym, aby być znanym?
— Bo upadł wzorzec oparty na literaturze, jego subtelność, takt. Teraz pozwala zaistnieć powierzchowność. Na psy zeszła dyskusja polityczna, naukowa, medialna. A my lubimy ją, bo wyraża nasze nastroje i jednocześnie nienawidzimy, bo obnaża naszą małostkowość.
Czy celebryci, którzy wzięli udział w wyborach mieli w nich większe szanse?
— Okazuje się, że nie. Wydekoltowane panie czy postaci znane tylko z tego, że są znane, były najczęściej niezauważone. Traktujemy ich więc w sposób właściwy — nie jak receptę na całe zło, ale jak błaznów, którzy nas zabawiają, służą do porównywania naszych wad i zalet.
Jakie społeczeństwo, tacy celebryci?
— To grupa bardzo zróżnicowana i dużo mówi o naszym społeczeństwie, naszych nastrojach, oczekiwaniach. Czasem są naszym krzywym zwierciadłem, czasem poprawiają samopoczucie. Czymś takim był np. program „Big Brother”. Pokazywał nasz hedonizm, płytkość i dobre samopoczucie związane z tymi cechami. To była ważna diagnoza dla tych, którzy chcą coś zmienić w sobie, otoczeniu.
Beata Waś
— Powinna pani cokolwiek umieć, ale niezbyt wiele. Mieć talent np. do robienia min, szybkiego mówienia. Po drugie trzeba dać się zauważyć w mediach, szczególnie internecie. A po trzecie — bardzo chcieć. Celebryta to postać „odsłonięta”, która nie ma życia prywatnego, bo my wszyscy je znamy. To dosyć męczące dlatego wiele osób, które mają talent, wcale nie chce być celebrytami.
Dlaczego nie trzeba być wartościowym, aby być znanym?
— Bo upadł wzorzec oparty na literaturze, jego subtelność, takt. Teraz pozwala zaistnieć powierzchowność. Na psy zeszła dyskusja polityczna, naukowa, medialna. A my lubimy ją, bo wyraża nasze nastroje i jednocześnie nienawidzimy, bo obnaża naszą małostkowość.
Czy celebryci, którzy wzięli udział w wyborach mieli w nich większe szanse?
— Okazuje się, że nie. Wydekoltowane panie czy postaci znane tylko z tego, że są znane, były najczęściej niezauważone. Traktujemy ich więc w sposób właściwy — nie jak receptę na całe zło, ale jak błaznów, którzy nas zabawiają, służą do porównywania naszych wad i zalet.
Jakie społeczeństwo, tacy celebryci?
— To grupa bardzo zróżnicowana i dużo mówi o naszym społeczeństwie, naszych nastrojach, oczekiwaniach. Czasem są naszym krzywym zwierciadłem, czasem poprawiają samopoczucie. Czymś takim był np. program „Big Brother”. Pokazywał nasz hedonizm, płytkość i dobre samopoczucie związane z tymi cechami. To była ważna diagnoza dla tych, którzy chcą coś zmienić w sobie, otoczeniu.
Beata Waś