Sobota, 27 lipca 2024

To, czy dzieci polubią śmieciowe jedzenie, zależy od rodziców

2015-09-01 13:43:20 (ost. akt: 2015-09-01 13:58:28)

Autor zdjęcia: Bartosz Cudnoch

Podziel się:

Olsztynianie upodobniają się do amerykańskich wzorców. Restauracje typu fast food rosną jak grzyby po deszczu, a dzieciom rosną brzuchy. Choć oficjalnie nikt na co dzień nie jada hamburgerów, ani nie jest uzależniony od pewnych szalenie słonych frytek.

Nie jadłem, nie lubię, nie zaglądam — tak najczęściej reagujemy w towarzystwie, kiedy ktoś nas zapyta o śmieciowe jedzenie. Prawda jest jednak nieco inna. Zwykle w weekendy obserwujemy pielgrzymki olsztyniaków, które zmierzają do siedzib fast foodów. Niemowlaki, maluchy, młodzież i dorośli zajadają hamburgery, wcinają nuggetsy i zapijają colą. Jak to więc jest? Zaglądamy, czy nie? Okazuje się, że kiedy jedna część olsztyniaków tyje na potęgę, inna walczy o zachowanie zdrowego stylu życia.
— Bardzo rzadko zaglądamy do fast foodów. Jeśli już, to zwykle zamawiamy wyłącznie frytki — zapewnia Magdalena Matracka, mama 8-letniego Aleksandra i 3-letniego Jakuba. — W naszym domu nie ma coli. Nie kupujemy, nie pijemy i nie uczymy pić coli naszych dzieci. Owszem, zdarza im się ją wypić, ale najczęściej częstują nią ich inne dzieci. Od nas coli nie dostaną. Hamburgery, nuggetsy są ogromną rzadkością.
— Jadłem ostatnio. I dobry był — wtrąca śmiało Aleksander.

— Tak, ale to była wyjątkowa okazja — tłumaczy spokojnie mama chłopców.
Pani Magda podkreśla, że kibicuje pomysłowi Ministerstwa Zdrowia, by śmieciowe jedzenie zniknęło ze sklepików szkolnych.
— Bardzo dobry pomysł — podkreśla. — Wcześniej w szkole syna w sklepiku dzieci mogły kupić pizzę, chipsy. Teraz w końcu będą to zdrowe przekąski. Mój starszy syn do trzech lat nie jadł słodyczy. To się może udać. Choć w przypadku młodszego już tak długo się nie udało, za duży wpływ starszego brata.
Marcin Lipski, na co dzień trener capoeiry, uczy innych zdrowego stylu życia. Ma być wzorem, więc sam też stara się stosować do tych zasad.

— Nie jemy mięsa, więc hamburgery czy hot-dogi nie są dla nas pokusą. Nie chodzimy też do McDonalda. Czasem zdarzy się, owszem. Najczęściej w czasie podróży, kiedy jedziemy do Gdańska — mówi Marcin Lipski, tata 6,5-letniej Nikoli. — Bardzo dbamy o to, by wychowywać córkę tak, by wiedziała jak ważny jest zdrowy styl życia. Z tego powodu była np. w przedszkolu waldorfskim. Tam maluchy same piekły zdrowy chleb, przygotowywały potrawy, np. z ryżu. Teraz jest już uczennicą szkoły podstawowej, ale nie zmieniamy zasad. Wszystko zaczyna się od rodziców. To oni powinni być przykładem. Jeśli słodycze — to te dobre, najmniej przetworzone. Wyjątkiem są chipsy, które zdarzy nam się zjeść w czasie oglądania filmu. Ale nie ma ich na co dzień.
Dawid i Karolina Słowikowie, rodzice 5-letniej Kaliny i 2-letniej Oliwii przyznają, że starają się wychowywać dzieci zdrowo, ale....

— Oczywiście, że staramy się, by dziewczyny rzadko odwiedzały fast foody. Choć czasem się nam zdarza. Lubię hamburgery i frytki. A kto ich nie lubi? Ten smak, tłuszcz (śmiech) — mówi Karolina Słowik, mama dziewczynek. — Rzadko kto o tym powie, przyzna, ale zwykle hamburgery i frytki ludziom smakują. Na szczęście dziewczyn aż tak mocno tam nie ciągnie. Czasem skusimy się na lody. Młodsza córka, na przykład, w ogóle nie lubi słodkich napojów. U nas w domu nie ma coli — dodaje.
Pani Karolina, by potwierdzić, pyta dziewczynkę, czy chce soczek.
— Soczek nie, wodę — odpowiada rezolutnie dziewczynka.
Kajot

Komentarze (0) pokaż wszystkie komentarze w serwisie

Dodaj komentarz Odśwież

Dodawaj komentarze jako zarejestrowany użytkownik - zaloguj się lub wejdź przez FB