Czasy, kiedy wszystko było wspólną własnością, już dawno minęły. Przekonali się o tym mieszkańcy osiedla Likusy, którzy być może wkrótce utracą możliwość kąpieli w jeziorze Sukiel. A jeśli już, to za opłatą.
Ukryte w lesie jezioro Sukiel jest ulubionym miejscem spacerów mieszkańców Likus. Jednak od niedawna dostępu do plaży broni ogrodzenie, a na furtce wisi wielka kłódka.
— Nie podoba mi się ta siatka w środku lasu — mówi mieszkaniec jednego z okolicznych domów. — Odcięty został dostęp do dużego fragmentu jeziora, jak to wygląda?! — pyta oburzony.
Skąd wzięło się ogrodzenie? Właściciel jeziora i przyległego terenu wydzierżawił jego część 23 sąsiadom, którzy wspólnie postawili płot.
Osoby postronne, które wybiorą się w tę okolicę na spacer, mogą srodze się rozczarować. Pozostaje przeciskać się wzdłuż siatki lub nadrabiać drogi dokoła. Zrozumiałe jest, że takie porządki wzbudzają protesty właścicieli posesji, którzy nie przystąpili do dzierżawy.
— Nastały takie czasy, że trzeba płacić, żeby wejść na jezioro — obrusza się lokator domu przy ulicy Brzozowej. Po chwili jednak dodaje: — Chociaż z drugiej strony może w końcu będzie porządek nad brzegiem, wcześniej wciąż tam były głośne balangi.
— Z tego co wiem, właściciel miał dość płacenia mandatów za nieporządek — wyjaśnia Piotr Źródlewski, przewodniczący Rady Osiedla Likusy. — Wydzierżawił więc część plaży i to na tych ludzi spadnie odpowiedzialność za utrzymanie porządku. A prawo wodne, które mówi o pozostawianiu 1,5 metra dostępnej linii brzegowej dotyczy wydzierżawianych jezior państwowych, a Sukiel jest od lat jeziorem prywatnym.
Zwolenników grodzenia brzegów są zadowowleni.
— Moja rodzina ma dostęp do jeziora i jeszcze kilka innych osób ma klucz do bramy — stwierdza Jasiek, student. — Teraz przynajmniej w tym miejscu jest czysto.
Jezioro za siatką.
Akwen o powierzchni 21 ha należy do państwa Mikulewicz, którzy jezioro dziedziczą, jak mówią, z dziada pradziada. Właściciele, współpracując z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim, zarybiają jezioro. Będzie można złowić w nim m.in. troć jeziorową, sieję i sielawę i wiele innych gatunków.
— Zamierzam ogrodzić całe jezioro, bo boję się o to, że kłusownicy będą kradli ryby — mówi Józef Mikulewicz. — Nie chciałem tego robić, ale gdy jezioro było ogólnodostępne, nikt nie chciał uszanować tego, że jest własnością prywatną. Często miałem wizyty straży miejskiej, która zarzucała mi, że nie dbam o porządek i próbowała karać mandatami. Teraz ludzie legalnie dzierżawią sobie teren, jest czysto, a żadne dziecko nie skaleczy się szkłem zostawionym przez pijaków.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz
— Nie podoba mi się ta siatka w środku lasu — mówi mieszkaniec jednego z okolicznych domów. — Odcięty został dostęp do dużego fragmentu jeziora, jak to wygląda?! — pyta oburzony.
Skąd wzięło się ogrodzenie? Właściciel jeziora i przyległego terenu wydzierżawił jego część 23 sąsiadom, którzy wspólnie postawili płot.
Osoby postronne, które wybiorą się w tę okolicę na spacer, mogą srodze się rozczarować. Pozostaje przeciskać się wzdłuż siatki lub nadrabiać drogi dokoła. Zrozumiałe jest, że takie porządki wzbudzają protesty właścicieli posesji, którzy nie przystąpili do dzierżawy.
— Nastały takie czasy, że trzeba płacić, żeby wejść na jezioro — obrusza się lokator domu przy ulicy Brzozowej. Po chwili jednak dodaje: — Chociaż z drugiej strony może w końcu będzie porządek nad brzegiem, wcześniej wciąż tam były głośne balangi.
— Z tego co wiem, właściciel miał dość płacenia mandatów za nieporządek — wyjaśnia Piotr Źródlewski, przewodniczący Rady Osiedla Likusy. — Wydzierżawił więc część plaży i to na tych ludzi spadnie odpowiedzialność za utrzymanie porządku. A prawo wodne, które mówi o pozostawianiu 1,5 metra dostępnej linii brzegowej dotyczy wydzierżawianych jezior państwowych, a Sukiel jest od lat jeziorem prywatnym.
Zwolenników grodzenia brzegów są zadowowleni.
— Moja rodzina ma dostęp do jeziora i jeszcze kilka innych osób ma klucz do bramy — stwierdza Jasiek, student. — Teraz przynajmniej w tym miejscu jest czysto.
Jezioro za siatką.
Akwen o powierzchni 21 ha należy do państwa Mikulewicz, którzy jezioro dziedziczą, jak mówią, z dziada pradziada. Właściciele, współpracując z Uniwersytetem Warmińsko-Mazurskim, zarybiają jezioro. Będzie można złowić w nim m.in. troć jeziorową, sieję i sielawę i wiele innych gatunków.
— Zamierzam ogrodzić całe jezioro, bo boję się o to, że kłusownicy będą kradli ryby — mówi Józef Mikulewicz. — Nie chciałem tego robić, ale gdy jezioro było ogólnodostępne, nikt nie chciał uszanować tego, że jest własnością prywatną. Często miałem wizyty straży miejskiej, która zarzucała mi, że nie dbam o porządek i próbowała karać mandatami. Teraz ludzie legalnie dzierżawią sobie teren, jest czysto, a żadne dziecko nie skaleczy się szkłem zostawionym przez pijaków.
Katarzyna Janków-Mazurkiewicz